Rodzina Delaneyów to zwycięzcy. Przynajmniej tak mają myśleć sąsiedzi. Każda ich kłótnia przypomina mecz tenisowy, w którym rakietą wymachuje się jak mieczem, a serwowane piłki mogą wybić zęby. Na korcie rozwiązują też wszystkie nieporozumienia, poza nim rozmowy rzadko się im kleją.
Nie bez powodu: Stan i Joy Delaney przez cztery dekady prowadzili w Palm Beach na Florydzie akademię tenisa, a z każdego z czworga dzieci chcieli zrobić gwiazdę Wimbledonu.
Efekt był łatwy do przewidzenia: żadna z latorośli tenisowych bogów nie gra zawodowo. To wielkie rozczarowanie Stana, który najbardziej ceni sobie mocny serw i nie znosi słabości. Ale tego o Delaneyach dowiadujemy się z retrospekcji.
Wszystkie komentarze
No właśnie, zabrakło czasu, by dokończyć artykuł?
Apples never fall
Popieram, a nawet oczekuję :)
PS. Zastanawiam się, czy jest może specjalna szkoła kształcąca tłumaczy filmowych? W której głównymi przedmiotami są grafomania i lobotomia.
To producent/dystrybutor , a w przypadku książek - wydawca decyduje o tytule.
RT nie za bardzo wierzę, bo tam panuje mentalność stadna, imdb niejeden raz było manipulowane różnymi akcjami "fanów" i "antyfanów", MG ma swoje zdanie i za to szacun, nawet jeśli czasami sam mam zupełnie inne. Ten kompletny rozjazd chyba zachęcił mnie do obejrzenia.
Autorka powinna nauczyć się pisać recenzje.