60 lat temu Polska stanęła w obliczu radzieckiej interwencji zbrojnej. 19 października 1956 r. przez kilkanaście godzin radziecki przywódca Nikita Chruszczow maglował w Belwederze Gomułkę i jego kolegów, ale do porozumienia jeszcze wtedy nie doszło. Sowieci postanowili cofnąć czołgi do koszar dopiero kilkadziesiąt godzin później.

O świcie 19 października w Warszawie wylądowały samoloty z Moskwy z radzieckimi dygnitarzami, którym przewodził Chruszczow. Nieproszony gość, wygrażając pięścią w kierunku witających go Polaków, zignorował Edwarda Ochaba, członków Biura Politycznego PZPR i zaczął od przywitania się z Konstantym Rokossowskim, marszałkiem ZSRR i PRL oraz szefem MON. Natomiast pod adresem I sekretarza PZPR wykrzykiwał: „Zdradziecka działalność towarzysza Ochaba wyszła na jaw! Ten numer wam nie przejdzie! Jesteśmy gotowi na aktywną interwencję!”. Nie rzucał słów na wiatr. Kilka godzin wcześniej radzieckie dywizje pancerne stacjonujące w zachodniej Polsce rozpoczęły marsz na Warszawę.

Natolińczycy i puławianie

Od wielu miesięcy Moskwa z niepokojem obserwowała narastający w Polsce kryzys polityczny, który zaczął się od słynnego tajnego referatu „O kulcie jednostki i jego następstwach” demaskującego zbrodnie Stalina, wygłoszonego przez Chruszczowa w nocy z 24 na 25 lutego 1956 r. na XX zjeździe KPZR. Tajny referat, który szybko przestał być tajny, wstrząsnął członkami PZPR, natomiast w społeczeństwie obudził nadzieje na zmiany. Wbrew intencjom sowieckiego przywódcy potępienie stalinizmu delegitymizowało panujący system. W Polsce coraz szerzej rozlewała się fala dyskusji i krytyki, w której dużą rolę odgrywała prasa, a głównym postulatem stało się wołanie o praworządność i demokratyzację. W czerwcu zbuntowani robotnicy Poznania podnieśli już otwarcie antykomunistyczne hasła, a odwilż zaczęła się przeradzać w prawdziwą powódź. Tymczasem elitę władzy paraliżował konflikt między dogmatyczną frakcją natolińczyków i uchodzącą za proreformatorską frakcją puławian. Po XX zjeździe i po Poznaniu stało się jasne, że nie da się kontynuować dotychczasowego sposobu rządzenia.

I puławianie, i natolińczycy w równym stopniu odpowiadali w Polsce za stalinizm, różniły ich recepty na zażegnanie kryzysu systemu. Natolińczycy chcieli zneutralizować napięcie społeczne przez zmiany personalne we władzach i pociągnięcie konkretnych osób do odpowiedzialności za błędy „kultu jednostki”. Byli zwolennikami rządów twardej ręki, domagali się wzmocnienia kontroli nad prasą i ograniczenia swobody krytyki. Puławianie natomiast popierali głębsze zmiany systemowe oczywiście przy zachowaniu monopolu władzy PZPR. Odrzucali rządy terroru, widzieli potrzebę wewnętrznej demokratyzacji partii, liberalizacji w sferze kultury i uzyskania przez władzę poparcia szerszych kręgów społeczeństwa.

Drugą oś podziału stanowił stosunek do ZSRR. Natolińczycy chcieli utrzymać ścisłe związki i pełne podporządkowanie Polski „Wielkiemu Bratu”, utrzymywali bliskie kontakty z ambasadą sowiecką, stąd w powszechnej opinii uchodzili za ludzi Moskwy. Puławianie natomiast chcieli większego uniezależnienia Polski od ZSRR i autonomii w polityce wewnętrznej.

Śmierć Bolesława Bieruta (umarł 12 marca 1956 r. w Moskwie) stojącego na czele PZPR ułatwiała proces destalinizacji. Chruszczow, który w marcu przyjechał na jego pogrzeb, został w Warszawie na kilka dni, żeby dopilnować wyboru następcy. Został lawirujący między natolińczykami i puławianami Edward Ochab.

Kremlowskie niepokoje

Na Kremlu coraz większy niepokój i irytację budziły wzmagające się w Polsce nastroje antysowieckie. Napiętnowanie zbrodni Stalina dało asumpt do przypomnienia o wszystkich krzywdach doznanych od ZSRR - w rozmowach prywatnych, ale też na zebraniach partyjnych i innych padały pytania o radziecką agresję 17 września 1939 r., zbrodnię katyńską, powojenne deportacje żołnierzy AK do ZSRR czy moskiewski proces szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. W świadomości społecznej symbolem ekonomicznej eksploatacji Polski stały się wymuszone dostawy węgla do ZSRR po zaniżonych cenach, a symbolem radzieckiej dominacji obecność w Wojsku Polskim sowieckich oficerów, na czele z marszałkiem Rokossowskim. Podczas rewolty w Poznaniu pojawiło się hasło: „Precz z Sowietami!”, w październiku 1956 r. uczestnicy wieców i demonstracji często wyrażali swe żądania, używając przy tym języka, który nie mógł się podobać ambasadzie ZSRR w Warszawie ślącej na ten temat alarmujące raporty. Drugim powodem do niepokoju na Kremlu był powrót na scenę polityczną Władysława Gomułki, niegdyś sekretarza generalnego PPR odsuniętego od władzy w 1948 r. pod zarzutem „odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego”, a następnie uwięzionego i otoczonego nimbem ofiary stalinizmu. 12 października Gomułka wziął udział w posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR i udzielił reprymendy dotychczasowemu kierownictwu dając zarazem do zrozumienia, że jest gotów wziąć na siebie odpowiedzialność za kraj, a w sprawie stosunków polsko-radzieckich mówił niemal głosem żądań społecznych, krytykując Biuro Polityczne za uległość wobec Moskwy.

Kiedy zapadła decyzja o zwołaniu na 19 października VIII Plenum KC PZPR, stało się oczywiste, że następnym I sekretarzem partii zostanie Gomułka. Plenum miało też wybrać nowe, mniej liczne Biuro Polityczne, którego skład starym zwyczajem ustalono nieco wcześniej. Nowość polegała na tym, że planowane zmiany personalne nie zostały skonsultowane z Moskwą czego Kreml nie zamierzał spokojnie przełknąć. Już popieranego przez puławian Gomułkę traktowano w Moskwie z najwyższą nieufnością, a do tego jeszcze w nowym składzie Biura nie przewidziano miejsca dla czołowych natolińczyków - Zenona Nowaka, Franciszka Mazura i Franciszka Jóźwiaka - nie mówiąc już o marszałku Rokossowskim, co stanowiło może największy kamień obrazy.

18 października ambasador Pantalejmon Ponomarienko powiadomił Ochaba, że nazajutrz, w dniu rozpoczęcia plenum, sowieckie kierownictwo zamierza przysłać do Warszawy delegację na najwyższym szczeblu „w celu omówienia bieżącej sytuacji w partii i kraju”. Było to równoznaczne z żądaniem odroczenia plenum, zaś cel przyjazdu nie budził żadnych wątpliwości: Sowietom szło o zablokowanie przemian dokonujących się w Polsce bez ich wiedzy i zgody.

Więcej w poniedziałek, w nowym numerze magazynu "Ale Historia"