Miejsce, gdzie stanął, przy ul. Sierafimowicza 2, od wieków znane było w Moskwie jako "trupie pole". Katowano tu i grzebano ofiary terroru Iwana Groźnego. W trakcie czystek z lat 1937-38 z 2700 lokatorów domu nad rzeką Moskwą ponad jedna trzecia została rozstrzelana albo zesłana, wielu zniknęło bez wieści bądź targnęło się na swoje życie.

Oficjalnie nazwano go domem rządu, bo został zbudowany dla osób z najwyższego kierownictwa ZSRR i ich rodzin. Mieszkali w nim m.in.: marszałek Michaił Tuchaczewski, ludowy komisarz spraw zagranicznych Maksim Litwinow, Aleksiej Rykow, następca Lenina na stanowisku szefa radzieckiego rządu, rodziny pierwszej i drugiej żony Stalina, jego syn Wasilij i córka Swietłana.

Choć był szary i wyglądał jak wielkomiejski blok, moskwianie nazywali go czerwonym pałacem. W czasie wielkiej czystki z lat 1937-38 mieszkańcy szeptali, że to "dom aresztu prewencyjnego", bo jak się ktoś stąd wyprowadzał, to albo na Sybir, albo na tamten świat. Denuncjatorzy i kaci wprowadzali się do mieszkań ofiar, by wkrótce podzielić ich los - przez niektóre lokale w ciągu roku przewinęło się po pięć, sześć rodzin.

W końcu przylgnęła do niego nazwa "dom na nabierieżnoj", czyli dom na nabrzeżu - od tytułu powieści Jurija Trifonowa zakazanej zaraz po wydaniu w 1976 r. (w Polsce ukazała się ona pod tytułem "Dom nad rzeką Moskwą"). Dziś Sierafimowicza 2 to jeden z najdroższych i najbardziej prestiżowych adresów w Moskwie. Z widokiem na Kreml.

Stalinowska lokalizacja

Po przeniesieniu stolicy z Piotrogrodu do Moskwy członkowie elity bolszewickiej początkowo zasiedlili apartamenty w zarekwirowanych pałacach arystokracji, willach kupieckich i najlepszych hotelach. Nazwano je domami Sowietów i ponumerowano od 1 do 16. Wielu ich lokatorów żyło na walizkach w oczekiwaniu rychłej przeprowadzki na zachód w ślad za pochodem światowej rewolucji.

Około 1925 r. stało się jednak już zupełnie jasne, iż rewolucyjny płomień w Europie zgasł na amen, partii przyszło więc ogłosić koncepcję budowy komunizmu w jednym kraju, a mający nieść żagiew rewolucji na dobre rozpakowali walizki. W lipcu 1927 r. zapadła decyzja o budowie na Sierafimowicza 2 kompleksu dla komunistycznych VIP-ów.

Zgodnie z zaleceniem komisji kierowanej przez przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych Aleksieja Rykowa oraz szefa bezpieki Gienricha Jagody przydziały mieszkań otrzymywali szefowie resortów, ich zastępcy, wyżsi rangą dowódcy, bohaterowie wojny domowej, weterani rewolucji, bolszewicy ze stażem partyjnym nie mniejszym niż 15 lat, funkcjonariusze Kominternu, przodownicy pracy, a także wybrani artyści i naukowcy. Lokalizację (naprzeciwko Kremla) wskazał Stalin, a postawienie budynku zlecił swojemu ulubionemu architektowi Borisowi Iofanowi, który nie zawiódł - projekt został wyróżniony na konkursie architektonicznym w Paryżu, a w ZSRR Iofan dostał za niego Nagrodę Stalinowską. Natomiast sama budowa od początku szła źle, bo działka znajdująca się na bagnistym nabrzeżu rzeki niespecjalnie nadawała się pod wielokondygnacyjną zabudowę. Trzeba było przygotować specjalne fundamenty - potężne stalowe pale wbite głęboko w grząski i niestabilny grunt, a na nich dwumetrową betonową poduszkę.

Im wyżej pięła się konstrukcja domu, tym więcej ludzi ginęło na budowie, na którą zagnano więźniów, w tym wypadku w większości kryminalnych, którzy na Sierafimowicza 2 załatwiali między sobą porachunki. Ponoć mieszkania na najwyższych kondygnacjach były wykonane mniej starannie niż te położone niżej, bowiem w obawie przed więźniami brygadziści i nadzorcy nie wchodzili powyżej szóstego piętra.

Z powodu bałaganiarstwa i defraudacji ostateczny koszt inwestycji aż pięciokrotnie przekroczył planowany budżet, a tuż przed zakończeniem prac wybuchł pożar, który opóźnił ukończenie budowy o ponad pół roku Zapłacił za to głową szef moskiewskiej straży pożarnej, pierwsza ofiara Sierafimowicza 2.

Budowa trwała cztery lata, czyli dwa lata dłużej, niż planowano, ale wiosną 1931 r. do 505 mieszkań wprowadziło się 2745 lokatorów.

Sławni lokatorzy

Jednymi z najczęściej wspominanych przez sąsiadów lokatorów byli: szef NKWD Nikołaj Jeżow, słynny przodownik pracy, górnik z Donbasu Aleksiej Stachanow oraz Wasilij Dżugaszwili, młodszy syn Stalina. Jeżowa wieczorami przywoził czarnym lincolnem szofer, "krwawy karzeł", jak go nazywano, najczęściej wracał pijany, wytaczał się w niekompletnym i rozchełstanym mundurze z pieśnią na ustach, a bywało, że później, doprawiwszy się jeszcze, tańcował na podwórzu przed swoją klatką w samych bryczesach i skarpetach. Stachanow dostał mieszkanie na Sierafimowicza 2 w 1935 r., kiedy Stalin sprowadził go do Moskwy i wyznaczył mu rolę przywódcy ruchu socjalistycznego współzawodnictwa pracy.

Zaprzyjaźnił się z mieszkającym po sąsiedzku Wasilijem Dżugaszwilim, z którym hulali po Moskwie - pijani łowili ryby w akwarium hotelu Metropol, samochodem Stachanowa szaleli w nocy po stołecznych ulicach, butelkami rozbili witrynę delikatesów przy Sierafimowicza 2. Stalin miał słabość do Stachanowa i kiedy obu kompanom brakowało pieniędzy, górnik chodził na Kreml, pokazywał wodzowi zaliczenia w indeksie Akademii Przemysłu i wychodził z kwitem na sporą sumę. Wasilij czekał na dole. Stachanowowi upiekło się nawet wtedy, gdy ochroniarze domu znaleźli go nad ranem śpiącego pod bramą, pijanego, z dziurą w marynarce po oderwanym Orderze Lenina. Stalin nakazał wydać mu nowy order o tym samym numerze co utracony. Wspólne hulanki Stachanowa i Wasilija skończyły się dopiero wtedy, gdy na Kreml doniesiono, że pijani kompani przy ludziach sikali w metrze na rzeźby chłopów i robotników.

Stalin wezwał obu, synowi dał w pysk, a do Stachanowa powiedział: - Jeszcze jeden taki wyskok, a zabiorę ci auto i dam "półtorkę" [półtoratonową więźniarkę NKWD]. Kiedy w 1937 r. zaczęły się aresztowania, Stachanow przestał pić na mieście. Przetrwał czystki - zmarł w 1977 r. w zakładzie dla nerwowo chorych w Doniecku.

Cały artykuł w poniedziałkowym "Ale Historia", dodatku do "Gazety Wyborczej".

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl