Prof. Jerzy Wojciech Borejsza: Na to pytanie odpowiedział Julian Tuwim w wierszu "Eia, eia, alala!", którego tytuł nawiązuje do refrenu faszystowskiego hymnu "Giovinezza!". Wiersz opowiada o tym, jak Piłsudski siedział w Sulejówku, czytał gazety przywożone przez płk. Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego i wściekał się na to, co się dzieje w kraju. Dochodziły do niego jednak także informacje z Europy. Przytoczę najistotniejszy fragment:
Czyta, jak "Rzeczpospolita"
Pieje hymny dla Benita. Że parlament w d... ma,
Eia, eia, alala!
(...)
Jak się pieni całe bractwo
Na spróchniałe demokradztwo,
Jak na zamach czyha! Ha!
Eia, eia, alala!
Wrzasnął dziadek: Żono! dzieci!
Przekonali mnie faceci!
Idę robić to, co trza!
Eia, eia, alala! (...)
Taka się zrobiła heca,
Primavera di bellezza!
Per Giuseppe e la salvezza
Della nostra liberta!
Giovinezza, giovinezza!
Eia, eia, alala.
W końcówce jest mowa o tym, że "Józek uratował naszą wolność", tyle że po włosku, co oczywiście ma swoją wymowę. Duchowa łączność między zamachami Mussoliniego i Piłsudskiego była ścisła.
- Najprostsza odpowiedź jest taka, że Mussolini miał szerokie poparcie, a Hitler wtedy jeszcze nie. Republika Weimarska wczesnych lat 20. grzęzła w powojennym chaosie - panował kryzys gospodarczy, hiperinflacja. Komuniści, a także inne siły zmierzali do proklamowania autonomii w niektórych regionach. Bawarią rządził triumwirat składający się z premiera Gustava von Kahra, szefa policji Hansa von Seissera i generała Ottona von Lossowa, chcący zerwać z rządem w Berlinie. 8 listopada 1922 r. w monachijskiej piwiarni Bürgerbräukeller Hitler z pistoletem w garści zażądał od triumwiratu, by ten ogłosił obalenie rządu w Berlinie i powołał nowy, w Monachium. W zamachu wziął udział gen. Erich Ludendorff, jeden z najbardziej znanych niemieckich wojskowych z czasów I wojny światowej i wówczas człowiek już nieco szalony.
- Gdy ten 9 listopada rano wyruszył ze swoimi ludźmi z Bürgerbräukeller do centrum miasta, żeby przejąć władzę, policja użyła broni. Padły strzały, byli zabici, a trzy miesiące później Hitler i Ludendorff zasiedli na ławie oskarżonych. Za puczem stały głównie emocje Hitlera, a nie drobiazgowe przygotowania poparte kalkulacją polityczną. Pozyskanie jednego bohatera wojennego nie wystarczyło, zresztą Ludendorff okazał się chwilowym sojusznikiem Hitlera, bo w następnych latach, aż do śmierci w 1937 r., go krytykował.
- Nie. W książce "Mussolini był pierwszy..." opisałem, jak zamach majowy widzieli ambasadorowie Włoch, Francji i Czechosłowacji, czyli Giovanni Majoni, Jules Laroche i Robert Flieder. Ich zdaniem Piłsudski brutalnie podeptał prawo, choć jako dyplomaci nie używali tak dosadnych słów. Flieder i Laroche potępili przewrót w Polsce, natomiast faszysta Majoni wypowiedział się neutralnie, podkreślając jednak, że Piłsudski nie jest dyktatorem typu faszystowskiego. Porównywał go raczej do XIX-wiecznych przywódców romantycznych, takich jak Giuseppe Garibaldi, który jednoczył Włochy. Uważał, że Marszałek chce zachować część swobód obywatelskich i pewne elementy demokracji. W maju 1926 r. 59-letni wówczas Marszałek był człowiekiem wykazującym symptomy choroby nerwowej. Zachował jednak specyficzny status: choć dokonał zamachu stanu, to wciąż cieszył się ogromnym autorytetem jako wskrzesiciel niepodległej Polski. Ani Hitler, ani Mussolini nie mieli takich zasług - żaden nie odrodził ojczyzny.
- Moim zdaniem nieadekwatnie, bo Piłsudski pozostawił Polakom lufciki swobody, choć na pewno nie okna. Nie zlikwidował systemu wielopartyjnego. Sądy, choć znalazły się pod presją, zachowywały resztki niezawisłości. Srożyła się cenzura, ale istniała prasa krytyczna wobec sanacji. Gdyby tych lufcików nie było, to niewątpliwie mielibyśmy do czynienia z systemem typu faszystowskiego.
- Powstał system autorytarny z elementami upodabniającymi go do faszyzmu, jak np. brutalny stosunek do mniejszości narodowych - przecież to rząd organizował palenie cerkwi na Kresach w ramach represjonowania Ukraińców. Piłsudski zezwolił na rzeczy haniebne, uwięzienie niewinnych posłów i ich bicie, ale do systemu włoskiego czy hitlerowskiego wciąż było daleko.
- Zdawał sobie sprawę, jaką rolę w świadomości Polaków odgrywa tradycja wolnościowa kształtowana przez dekady zaborów. Sam przecież walczył z tłumiącym swobody caratem, siedział w rosyjskim więzieniu, był zesłańcem. I co? Teraz sam miał wziąć naród za twarz? To mogło się niedobrze skończyć. Pozostały mu resztki hamulców z czasów socjalistycznej młodości.
Cała rozmowa z profesorem Borejszą w poniedziałkowym wydaniu "Ale Historia", dodatku do "Gazety Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
REGULAMIN użytkownika "Gazety Wyborczej">>> Szanowni Państwo, kontynuujemy prace nad systemem komentarzy i ich ocen. Wspólnie możemy sprawić, że nasze forum będzie miejscem przyjaznym i wolnym od agresji.
Pomóżcie nam:
- nie dyskutujcie z trollami
- jeśli widzicie komentarze, które powinny być skasowane -- zgłoście je moderatorowi poprzez kliknięcie kosza przy wpisie.
- wpisy i uwagi do systemu moderacji przysyłajcie mailem na adres forum@wyborcza.pl
Dziękujemy.