Wieść o rozpędzeniu w piątek 8 marca studenckiego wiecu na Uniwersytecie Warszawskim rozeszła się błyskawicznie po kraju. Protesty zaczęły wybuchać nie tylko w dużych ośrodkach akademickich - Krakowie, Wrocławiu czy Gdańsku - ale niemal wszędzie, gdzie były wyższe uczelnie. A także w miastach, w których uniwersytety nie istniały.

Pierwsze alarmujące raporty Służby Bezpieczeństwa o wzburzeniu wśród studentów zaczęły spływać do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych już 10 marca, w niedzielę rano. Odnotowano w nich m.in., że o godzinie 0.00 na balu biologów zorganizowanym w salach Klubu Studenta Rady Okręgowej Zrzeszenia Studentów Polskich w Łodzi niezidentyfikowany dotychczas osobnik wzniósł okrzyk: "Wy się tu bawicie, a w Warszawie jest jeden zabity i wielu aresztowanych". Z kolei w Krakowie w klubie studenckim Bamboko w sobotę wieczorem zauważono dwóch nieznanych mężczyzn i kobietę, którzy usiłowali rozmawiać na temat zajść warszawskich z uczestnikami spotkania towarzyskiego, które odbywało się w klubie.

"Jednoczcie się ze studentami Warszawy" - głosiły plakaty rozwieszane w niedzielę wieczorem we wrocławskich akademikach. "Protestujemy przeciwko brutalnemu pobiciu studentów Warszawy". "W Warszawie iskra - zróbmy z niej płomień". Niektóre hasła były rymowane: "Nie pałką walcz bandyto, bo rozwalisz koryto" oraz (odnotowane w różnych wersjach) "Niewart będziesz funta kłaków, gdy nie poprzesz warszawiaków".

Sytuacja polityczna w Polsce na początku 1968 r. przypominała przewracające się kostki domina. W styczniu władze partyjne zdjęły z afisza Teatru Narodowego przedstawienie "Dziadów", ponieważ w czasie spektakli na widowni zdarzały się antyradzieckie, zdaniem rządzących, wystąpienia. W proteście przeciwko tej decyzji grupa studentów Uniwersytetu Warszawskiego, określana później mianem "komandosów", zorganizowała manifestację i akcję ulotkową. W odpowiedzi władze relegowały ze studiów dwóch liderów środowiska: Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Na to "komandosi" zwołali na 8 marca wiec protestacyjny na terenie UW. Manifestację, w której wzięło udział kilka tysięcy studentów, brutalnie rozpędziła milicja oraz partyjne bojówki, używając do bicia pałek z metalowym rdzeniem. Uderzenia nimi sprawiały szczególnie mocny ból.

Atak sił porządkowych zszokował demonstrantów - wiec przebiegał wszak zupełnie pokojowo, w dodatku odbywał się na terenie kampusu uczelni, dokąd milicja nie miała prawa wkraczać. Studenci byli oburzeni, w jednej chwili załamała się też ich wiara (dość wówczas powszechna) w sprawiedliwość systemu. Wieść o rozpędzeniu manifestacji w ciągu kilku godzin rozeszła się po Warszawie, a następnego dnia dotarła do pozostałych ośrodków akademickich. W tym momencie efekt domina zamienił się w reakcję łańcuchową.

Najważniejszym źródłem informacji stało się Radio Wolna Europa, które już w sobotę zaczęło relacjonować przebieg wypadków na UW. Rzeczowy ton rozgłośni w zestawieniu z milczeniem, a następnie kłamstwami prasy oficjalnej, robił wrażenie na słuchaczach i uzmysławiał skalę zdarzenia. Wymowę komunikatów Wolnej Europy wzmacniały opowieści naocznych świadków, często studentów i wykładowców innych uczelni, którzy krytycznego dnia przyjechali do stolicy w sprawach naukowych.

Na przykład "rozsadnikiem buntu" na Uniwersytecie Łódzkim okazał się absolwent tutejszego wydziału socjologicznego Tadeusz Walendowski, który 7 marca wyjechał do Warszawy w związku z umówionymi konsultacjami w Polskiej Akademii Nauk. Noc spędził u kolegi, z którym nazajutrz wspólnie udał się na wiec. Po powrocie spotkał się ze znajomymi i zrelacjonował przebieg wydarzeń w stolicy. Owocem zebrania w kilkunastoosobowym kręgu były pierwsze ulotki nawołujące do zorganizowania analogicznego wiecu przed Biblioteką Uniwersytetu Łódzkiego

Do Krakowa informacje o wydarzeniach warszawskich przywiózł Jan Tomasz Gross, jeden z członków grupy "komandosów". Jak czytamy w raportach SB, Gross odbył rozmowy z kilkorgiem profesorów UJ, jak również w mieszkaniu Piotra Skrzyneckiego (kierownika krakowskiej Piwnicy pod Baranami). Jan Gross spotkał się z wieloma osobami spośród inteligencji i studentów krakowskich (m.in. z Krzysztofem Litwinem, Zachwatowiczem) i przedstawił im relacje naocznego świadka wypadków na Uniwersytecie Warszawskim. Pobyt Grossa w Krakowie stanowił inspirację do wystąpień studentów krakowskich.

***

Cały artykuł o wydarzeniach Marca'68 poza Warszawą w najnowszej "AleHistorii", poniedziałkowym dodatku do "Gazety Wyborczej" Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl

REGULAMIN użytkownika "Gazety Wyborczej">>> Szanowni Państwo, kontynuujemy prace nad systemem komentarzy i ich ocen. Wspólnie możemy sprawić, że nasze forum będzie miejscem przyjaznym i wolnym od agresji.

Pomóżcie nam:

 

- nie dyskutujcie z trollami

 

- jeśli widzicie komentarze, które powinny być skasowane -- zgłoście je moderatorowi poprzez kliknięcie kosza przy wpisie.

 

- wpisy i uwagi do systemu moderacji przysyłajcie mailem na adres forum@wyborcza.pl

Dziękujemy.

Więcej