Jest to fragment reportażu Marcina Kąckiego, który w czwartek ukaże się w "Dużym Formacie"
Wklejaliśmy artykuły pochlebne o Rosji, hejtowaliśmy, groziliśmy. Przerobiliśmy słynny plakat, zamieniając amerykańskiego żołnierza z II wojny światowej z napisem "Niesie wolność" na rosyjskiego. Wrzucaliśmy zdjęcia i filmy, które pokazywały niby-ofiary ukraińskich żołnierzy, ale pochodziły z innego czasu i regionu świata. Mieliśmy radochę - ludzie to łykają.
Dobczyce k. Krakowa, noc, Marcin Rey, tłumacz z francuskiego, ojciec dwójki dzieci, wychodzi na papierosa do ogródka. U sąsiadów pod płotem, na ulicy, widzi jasne kartki. Podchodzi zaciekawiony, podnosi nieduży papier z rysunkiem podobnej do jego twarzy. Czyta. "Straż sąsiedzka ostrzega! W Dobczycach mieszka niejaki Marcin Rey, skazany we Francji za gwałt na dwóch dziewczynkach: Eurze (6 lat) i Asii (8 lat) w mieście Giwi". Na ulotce jest też jego adres i telefon.
Rey zbiera ulotki, leżą rozrzucone po całym miasteczku. Jest po północy, ale jedzie na komisariat. Tłumaczy, że to fałszywki napisane kodem: imiona dziewczynek, które miał zgwałcić - Eura i Asia - układają się w Eurazję, czyli rosyjski projekt geopolityczny; to kontra wobec NATO i Unii Europejskiej. Nie ma też we Francji miejscowości Giwi, ale to pseudonim bojowy separatysty rosyjskiego, który walczy z Ukrainą.
Rey, gdy spotykam się z nim pod dworcem w Krakowie, jest nieufny, spięty. Rozgląda się czujnie, gdy idziemy na krakowski Rynek. W skórzanej kurtce, krótko przystrzyżony, broda, okulary. - Zrobili to, bym zrozumiał, że mnie namierzyli - syczy przez zęby.
Ma obawy, czy powinien ze mną rozmawiać, bo na pewno nie rozumiem sytuacji i mogę zrobić jakiś błąd.
- Jaki? - pytam.
- To jest wojna, człowieku!
- Na czym polega?
- Tu idzie o wyniszczenie przeciwnika propagandą, groźbami, także w realu. Uciekałem niedawno pod rondem Dmowskiego w Warszawie, gdy dwóch mężczyzn, spojrzało na mnie i mówią: "Kurwa, to on!". Wtopiłem się w tłum, zmieniałem kierunki, zgubiłem ich. Znali moją twarz z internetu.
Zaczęło się w 2014 roku. Gdy Rosja weszła z wojskami na Ukrainę, Francuzi chcieli sprzedać jej okręty wojenne. Rey uruchomił kampanię protestacyjną w internecie - że ta transakcja jest szkodliwa dla polskich interesów.
- To zostało powielone przez publicystów, analityków. Reaguje minister Siemoniak, grożąc, że francuskie firmy utracą zlecenia na modernizację polskiej armii. Francuzi się wycofują z kontraktu, ale pychą byłoby mówienie, że to moja zasługa - Rey obserwuje gości lokalu, milknie, gdy przechodzą obok.
Krytykuje na Facebooku separatystów rosyjskich, opisuje polskie bojówki, które zachęcają do walki po stronie Rosji. Protestuje przeciwko wizycie ambasadora Rosji w Krakowie, przeciwko koncertom Chóru Aleksandrowa - zespołowi pieśni Armii Rosyjskiej. Na Facebooku powstaje też profil "V Kolumna rosyjska w Polsce". Przeciwnicy Reya uważają, że to jego sprawka, Rey zaprzecza. Organizuje akcję powstrzymania "Nocnych wilków", rosyjskich motocyklistów, którzy chcą demonstracyjnie przejechać przez Polskę, ale nie zostają wpuszczeni. W internecie cały czas sypią się na Reya bluzgi: "Prawilny antykacap; ukryta opcja PO-stkomunistanska; intrygant", "Z tego, co słyszałem, gościa lepiej unikać, bo straszny krętacz i kapuś".
Cały reportaż czytaj w czwartek w "Dużym Formacie"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl