Rozprowadzanie książek ma znaczenie polityczne, gdyż wszystkie publikacje, i polityczne, i literackie, spełniają polityczne zadanie przeciwdziałania ideologicznej izolacji Europy Wschodniej, uniemożliwiając w ten sposób komunistom realizację jednego z ich zasadniczych celów. Komuniści również postrzegają wszystkie książki zachodnie - bez względu na to, czy ich treść jest polityczna, czy nie - jako politycznie znaczące i ich się obawiają. Te kilka zdań pochodzi z raportu, jaki 10 listopada 1969 r. George Minden przesłał swoim przełożonym. To on koordynował kolportaż książek z biura w Nowym Jorku, w czym pomagali mu w większości uciekinierzy z Europy Wschodniej.
Pomysł narodził się przy okazji rozmów toczonych w 1948 r. w Waszyngtonie przez George'a F. Kennana, wybitnego amerykańskiego dyplomaty i sowietologa, z szefami kilku tajnych służb USA. W 1951 r., gdy Radio Wolna Europa zaczęło już nadawać, zaproponowali oni utworzenie odrębnych działów zajmujących się propagandą drukowaną. Tak powstał kierowany przez Samuela S. Walkera Wydział Publikacji Wolnej Europy, który miał się skupić na docieraniu do jak najszerszych kręgów mieszkańców krajów po wschodniej stronie żelaznej kurtyny i przyczyniać się do zwalczania komunizmu w Europie Zachodniej.
Pierwszy pomysł zakładał wydrukowanie 250 tys. egzemplarzy magazynu w formie listu (objętość do 3 tys. słów) i dostarczenie go do Czechosłowacji balonami puszczanymi z rozmaitych miejsc w Europie. Operacje balonowe odbywały się w latach 1953-56 i w sumie tą drogą do Czechosłowacji wysłano 50 mln ulotek, na Węgry - 16 mln, a do Polski - 260 tys. W tych ostatnich znajdował się tekst tajnego referatu Nikity Chruszczowa o zbrodniach Stalina i relacje zbiegłego na Zachód ubeckiego dygnitarza Józefa Światły.
W Czechosłowacji część balonów została zestrzelona, a mieszkańcom nakazano odnosić na milicję znalezione egzemplarze. Budapeszt złożył skargę w Departamencie Stanu USA, protestowały władze PRL. Ale akcja nie podobała się też szefowi polskiej sekcji RWE Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu, który uważał, że po wojnie, która Polskę kosztowała tyle ofiar, podburzanie ludzi do buntu jest skrajną nieodpowiedzialnością. O tym, że miał rację, okazało się w czasie krwawego tłumienia przez Sowiety powstania w Budapeszcie w październiku i listopadzie 1956 r. Po tej tragedii postanowiono wysłać książki z biura Mindena.
Początkowo Minden i jego koledzy poruszali się po omacku. W ciągu pierwszej powojennej dekady władze krajów socjalistycznych chciały skutecznie odizolować swoich obywateli od świata. Kontakty były sporadyczne i nie dość, że ograniczały się tylko do wybranych dziedzin (zawody sportowe, występy artystyczne), to jeszcze odbywały się pod ścisłą kontrolą. Wyjeżdżającym ekipom z reguły towarzyszyli "opiekunowie" z bezpieki.
Innym utrudnieniem była cenzura korespondencji prowadzona przez wszystkie rządy bloku wschodniego. Nie wiadomo było nawet, do kogo książki wysyłać, i ostatecznie pierwszą listę adresatów stworzono w oparciu o przemycone na Zachód książki telefoniczne. Wybrano z nich na chybił trafił nazwiska i dodawano jeszcze biblioteki, uczelnie, redakcje gazet, a nawet urzędy państwowe. Przed końcem 1956 r. pierwsze paczki zaczęły docierać do Bułgarii, Czechosłowacji, Polski, Rumunii, krajów bałtyckich oraz na Węgry. Nadawcy tak dobierali tytuły, by najlepiej trafić w oczekiwania. Np. na Litwę, Łotwę i do Estonii przesłano 500 egzemplarzy przemówienia Władysława Gomułki wygłoszonego 24 października 1956 r. na placu Defilad, a ponadto stenogramy wybranych audycji Polskiego Radia. Chodziło o uświadomienie mieszkańcom republik bałtyckich ZSRR, że w Polsce panuje większa wolność słowa. Do Polski Gomułki wysyłać nie było trzeba, za to w pierwszych paczkach trafiło tu np. 300 egzemplarzy "Roku 1984" George'a Orwella i sto "Opium intelektualistów" Raymonda Arona.
Jawnie polityczne treści zawierały też inne publikacje: tajne przemówienie Chruszczowa z XX zjazdu KPZR, esej "Komunizm w kryzysie" Milovana Djilasa, "Zniewolony umysł" oraz "Zdobycie władzy" Czesława Miłosza i "Nowy wspaniały świat" Aldousa Huxleya. Oprócz tego w paczkach były też artykuły z wydawanych legalnie w Polsce, ale trudno dostępnych pism: "Po Prostu", "Przeglądu Kulturalnego", "Nowej Kultury". Do bibliotek, pisarzy i intelektualistów wysłano 150 egzemplarzy słownika polsko-angielskiego, do instytucji związanych z architekturą 150 egzemplarzy magazynu "Interbau Berlin", do bibliotek 100 egzemplarzy "Paris Matcha", a do klubów kobiet, hoteli i zakładów krawieckich 100 egzemplarzy "Elle".
Do każdej przesyłki była dołączona prośba o potwierdzenie odbioru - chodziło o sprawdzenie, ile paczek trafiło tam, gdzie powinny, a ile zostało zatrzymanych. Równie ważna była weryfikacja listy adresatów - z każdą następną partią przypadkowości było mniej, już nie trzeba było uciekać się do pomocy książek telefonicznych. A przy tym liczba odbiorców systematycznie rosła - z 22 tys. osób w pierwszej partii do 100 tys. po roku.
Cały artykuł w najnowszym numerze "Ale Historia", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej".
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny