Wojciech Mann: Bardzo, chociaż żona zabroniła mi używać wyrazów.
- Czyli nareszcie można porozmawiać o rzeczach ważnych?
- A ja nie wiem, może i miałem.
- Bo to jak w tym żarcie: mówi dziad do dziada: "Chyba mam migrenę", a ten drugi: "Migrenę to ma hrabia, ciebie to najwyżej łeb napie...". Jak jest gorzej, nie mówię od razu, że to depresja. I bardzo mi się nie podoba, że jest tyle reklam leków, które mają uzdrowić człowieka. Siłą perswazji wtłaczają mi do głowy, że gdy mam kaszel, to zamiast wypić mleko z miodem, powinienem zażyć 48 suplementów, inaczej grozi mi hospitalizacja. Lepiej nie przejmować się sobą za bardzo. Gdybym się przejmował, rozmawiał na ten temat, dopiero bym wpadł w depresję. Pomijając to, że niektórymi problemami się nie dzielę.
- Muszę być poważnie tąpnięty, żeby komuś obwieszczać, jakie mam kłopoty, jestem raczej zamkniętą osobą.
A gdy sam sobie nie radzę i jest kiepsko, to wydaje mi się, że niezawodną receptą jest przeczekanie, na pewno nie gwałtowna walka. Kiedy się człowiek trzepie, żeby przegonić to, co niedobre, wpada w wir i się pogrąża. Perspektywa czasowa pozwala na mniej dramatyczne przeżywanie problemu. I pomagają wybrane, bliskie osoby. Albo - teraz sobie uświadamiam, kiedy siedzimy w radiu - obecność tutaj. Wejście do radia to wejście do zamkniętej kabiny, inny kaliber mają te rzeczy, które mi nie odpowiadają w życiu. Chyba.
- Wchodzę w inny stan mojego wewnętrznego funkcjonowania. Kiedy mam program, jakaś wajcha przestawia się we mnie i wszystko jest inaczej, nawet inaczej słucham tej muzyki, którą nadaję. Ale nie znikam
Cała rozmowa z Wojciechem Mannem ukaże się w sobotę, 24 października w "Magazynie Świątecznym". Polecamy!
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny