Ważna była na pewno rola w filmie "80 milionów". Po "Odzie do radości" to właśnie Waldemar Krzystek dał mi szansę zagrania czegoś większego. Później była "Dziewczyna z szafy", dzięki której zauważyli mnie krytycy. Ten film staje się z czasem coraz bardziej popularny, dzięki nośnikom cyfrowym zdobył sporą liczbę fanów. Dostaję od nich dużo dobrej energii.
Obserwuję pozytywne reakcje na Facebooku. Mówię też o bezpośrednim kontakcie. Kiedy ktoś mnie rozpoznaje, chętnie się odzywa i mam to szczęście, że zawsze ma dla mnie dobrą wiadomość.
To trzeci ważny film, który przyniósł mi uznanie widowni, krytyki oraz koleżanek i kolegów po fachu, co zaowocowało nagrodą Orła za najlepszą drugoplanową rolę męską. "Bogowie" połączyli więc uwagę widzów i środowiska filmowego. To dobry film i ma pewną upragnioną cechę - podoba się wszystkim.
Oprócz solidnego rzemiosła ma dobre zakończenie. Ważny jest główny bohater. Oglądamy prawdziwe perypetie człowieka, który jak każdy Polak zmaga się z losem i wychodzi z tych zmagań zwycięsko. To opowieść, której nam na codzień brakuje. Nie zauważamy, że za sprawą wysiłku cały czas osiągamy cele, które sobie wyznaczamy. A te cele mogą być dobre nie tylko dla nas, ale też dla innych.
Wywiad z Piotrem Głowackim czytaj w piątek w "Telewizyjnej", dodatku do "Gazety Wyborczej"
Pochodzi z Torunia, ma 35 lat i nieco PRL-owską urodę aktora komediowego, ale wybitny talent pozwala mu grać wszystko, niezależnie od warunków fizycznych.
Od kilku lat występuje dużo, jednak w tym roku z ekranu nie schodzi. I dobrze, bo jest wyjątkowy - każdy jego epizod zapada w pamięć. To nie tylko znakomity aktor, ale też interesujący człowiek.
Trudno uwierzyć, że miał problem z dostaniem się do szkoły teatralnej. Miał kilka podejść do egzaminów, po drodze próbował nawet studiować prawo. Ale wiedział, że chce grać, i nie odpuszczał. Wreszcie ukończył wymarzoną PWST w Krakowie. Trafił na pięć lat do TR Grzegorza Jarzyny. Grał w ambitnym, wymagającym repertuarze (szczególnie dobrze wspomina "Ragazzo dell'Europa" René Pollescha). Na krótko dołączył do zespołu Starego Teatru w Krakowie, gdzie zaczynał jeszcze jako student u Kleczewskiej i Klaty. Występy na scenie są dla Głowackiego ważne (teraz można go oglądać w "Męczennikach" Jarzyny w TR), ale upomniało się o niego kino. Po roli w "Domu złym" Smarzowskiego zrezygnował z etatu w teatrze dla ról filmowych i telewizyjnych.
Wielki przełom nastąpił wraz z nagrodzoną Złotym Orłem dla aktora drugoplanowego rolą w "Bogach" Łukasza Palkowskiego (2014 r.). W 2015 r. zagrał m.in. w filmach "Ziarno prawdy" Lankosza, "Disco polo" Bochniaka, "Karbali" Łukaszewicza, "Anatomii zła" Bromskiego i "11 minutach" Skolimowskiego.
Coraz częściej pojawia się w telewizji. Obecnie możemy go oglądać w serialu "Skazane". W przyszłym roku zobaczymy Głowackiego w "Bodo" i "Belfrze".
Ponadto w piątek w "Telewizyjnej":
To będzie coś naprawdę wyjątkowego. Dla fanów z utęsknieniem wyczekujących czwartej serii "Sherlocka" BBC przygotowało 90-minutowy film o przygodach najsłynniejszego detektywa wszech czasów. Jego premierę zaplanowano na 25 grudnia. Na razie można zobaczyć jedynie krótki, trwający zaledwie 90 sekund zwiastun.
Twórcy filmu przenieśli Holmesa (znany już z serialu Benedict Cumberbatch) i Watsona (Martin Freeman) z XXI wieku do czasów królowej Wiktorii, czyli tych, w których żyły ich literackie prawzory. Młodszych wielbicieli serialu, w większości nieznających klasycznych opowiadań Conan Doyle'a, ten powrót do korzeni może nieco zaskoczyć.
- Kurtyna się podnosi. Możemy zaczynać - mówi w zwiastunie Holmes głosem Cumberbatcha. Widzimy kobietę błąkającą się w labiryncie i tajemne zgromadzenie zakapturzonych postaci, które wyraźnie coś knują. Jest i Watson z bronią, który ironicznie stwierdza, że "przecież mamy XIX wiek", i Holmes, który nonszalancko wyjaśnia: - Nazywam się Sherlock Holmes, a mój adres to Baker Street 221B.
To tak na wypadek, gdyby któryś z mniej spostrzegawczych widzów miał jakieś wątpliwości.
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl