19 października 1956 r. o świcie wylądowała w Warszawie niezaproszona delegacja radziecka z Nikitą Chruszczowem, który już na lotnisku wygrażał polskim towarzyszom pięścią. Był wściekły, bo nie pytając Moskwy o zdanie, przywódcy PZPR zamierzali ponownie postawić na czele partii Władysława Gomułkę i pozbyć się marszałka Konstantego Rokossowskiego.

"Chruszczow, ledwo wysiadł, zaczął ostentacyjnie z daleka wygrażać nam pięścią" - opowiadał Teresie Torańskiej Edward Ochab, który 19 października 1956 r. był jeszcze I sekretarzem KC PZPR. - Podszedł do generałów radzieckich, których stał cały rząd i z nimi się najpierw witał. Potem dopiero podszedł do nas i znów zaczął mi wywijać pięścią przed nosem. Był to, oczywiście, afront skierowany nie tylko do mnie, ale do całej polskiej partii. Obok stała spora grupa ludzi: kilkudziesięciu szoferów, funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, radzieccy wojskowi, członkowie polskiego kierownictwa. Jasne było, że ten incydent stanie się publiczną tajemnicą".

Po wstępnych pogróżkach na Okęciu radziecki przywódca i towarzyszący mu dygnitarze zostali zabrani do Belwederu, gdzie odbyła się trwająca do 1 w nocy dnia następnego burzliwa dyskusja przeradzająca się momentami w awanturę. Rozmowy zaczęły się ostro:

Tow. Gomułka: Wasz przyjazd jest ingerencją w nasze sprawy.

Tow. Chruszczow: Chcą nas oderwać od naszych wojsk w Niemczech.

Tow. Gomułka: Kto chce?

Tow. Chruszczow: Polska. Macie zamiar usunąć z Biura Politycznego tow. tow. Rokossowskiego, Jóźwiaka, Nowaka, Gierka, a wprowadzić - Morawskiego. Nie możemy do tego dopuścić i jeśli postawicie nas przed faktami dokonanymi, będziemy zmuszeni brutalnie ingerować.

Tow. Ochab: Polscy komuniści siedzieli w waszych więzieniach i widocznie znowu będą siedzieć.

Tow. Chruszczow: Ja tak nie powiedziałem, nie przekręcajcie. Chcecie popsuć naszą przyjaźń. Dla dobra naszych interesów, interesów całej międzynarodowej klasy robotniczej i przede wszystkim dla dobra Polski, nie możemy tego znosić.

Tow. Kaganowicz: Po to właśnie przyjechaliśmy, żeby przed faktem dokonanym porozmawiać z wami.

W pewnym momencie Gomułka powiedział, że dostał nowe komunikaty o sytuacji, iż kontynuowany jest ruch radzieckich i polskich czołgów, że zdarzył się najazd radzieckich czołgów na pociąg, rozbity został jeden wagon, zmiażdżony został człowiek. Że w Zambrowie czołg radziecki najechał na linię wysokiego napięcia, w efekcie Zambrów pogrążony jest w ciemności, nie pracują fabryki.

Tow. Gomułka: Można powiedzieć, że wszystko to są zdarzenia przypadkowe. Wszyscy tak by to pojmowali, gdyby was tutaj nie było.

Tow. Chruszczow: Ludzie inaczej rozumują. A wy doprowadzacie do końca swoją antyradziecką linię.

Tow. Gomułka: Pytam, co oznaczają wasze słowa, powiedziane rano: "Jesteśmy gotowi do zdecydowanej interwencji"?

Tow. Mikojan: Dlaczego wiecie o wszystkim, co dzieje się w Polsce, a nie wiecie tego, że trwają zwykłe ćwiczenia?

Tow. Gomułka: Nie możemy powiedzieć narodowi, że akurat w dniu waszego przyjazdu rozpoczęły się manewry.

Tow. Mikojan: Ćwiczenia planowane były już od dawna. Czyżbyście wątpili, że śmierć jednego człowieka była przypadkowa?

Tow. Gomułka: Myślałbym, że to przypadek, gdyby nie słowa tow. Chruszczowa o interwencji i gdyby nie ruch czołgów. Czasami prawda widziana oczami mas jest inna niż w rzeczywistości. [...] Jeśli chcemy normalizacji sytuacji, to musimy przerwać ruch czołgów.

Tow. Mikojan: Czyżby nie przerwano go? To niemożliwe. Koniew dostał rozkaz.

Tow. Chruszczow: Gdy mówiliśmy o kolportowaniu w Warszawie listy przyszłego Biura Politycznego, powiedzieliście nam, że "trzeba sprawdzić", ale gdy wysuwane są oskarżenia przeciwko ZSRR, to "sprawa jest jasna" bez sprawdzania.

Tow. Ochab: Prosiliśmy wczoraj tow. Moczałowa [zapewne chodzi o radzieckiego oficera łącznikowego z WP], żeby dzisiaj nie było żadnych ruchów wojsk.

Tow. Gomułka: Sytuacja może się jeszcze bardziej pogorszyć.

Tow. Rapacki: Miażdżenie ludzi było, oczywiście, przypadkiem, ale ruch czołgów nie jest przypadkowy.

 

W najnowszej "Ale Historii", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej" mało znany zapis wielogodzinnej kłótni towarzyszy polskich i radzieckich sprzed 59 lat. Na szczęście zakończyła się ona ugodą, ale równie dobrze mogła doprowadzić do takiej samej krwawej łaźni, jaką Sowieci urządzili kilka dni później w zrewoltowanym Budapeszcie.

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl