W dniu zamachu na redakcję "Charlie Hebdo" premier Francji zapewniał: "Francja to nie Houellebecq". Ale to pisarz wystąpił wtedy na okładce, która tak rozwścieczyła terrorystów. Jego islamskie political fiction po dziewięciu miesiącach od francuskiej premiery właśnie ukazuje się w Polsce. W sobotę w "Magazynie Świątecznym" opublikujemy fragment tej najgłośniejszej powieści ostatnich miesięcy.

Jednym z elementów promocyjnych francuskiej premiery była okładka magazynu satyrycznego "Charlie Hebdo" z karykaturą pisarza przebranego za czarnoksiężnika. Nagłówek krzyczał: "Przepowiednie maga Houellebecqa", a pisarz w charakterystycznej, mocno zblazowanej pozie zapowiadał, że "w 2015 roku straci zęby", a "w 2022 będzie obchodził ramadan".

Gazeta pojawiła się w kioskach w środę rano 7 stycznia br., ale już ok. godz. 11.30 nikomu nie było do śmiechu: islamscy terroryści dokonali zamachu na siedzibę redakcji znanej z ośmieszania wszystkiego i wszystkich, w tym muzułmanów.

Michel Houellebecq jeszcze tego samego dnia odwołał trasę promocyjną książki i wszystkie spotkania z mediami, wyjątek robiąc jedynie dla francuskiego Canal+. W wywiadzie opublikowanym kilka dni później pisarz jest wyraźnie poruszony, tym bardziej że jedną z ofiar zamachu był jego dobry znajomy, ekonomista Bernard Maris.

Zaraz po zamachu na "Charlie Hebdo" ewakuowane zostało biuro wydawcy Houellebecqa, przez pewien czas ukrywał się również sam pisarz, ponieważ policja podejrzewała, że on sam także może być na celowniku terrorystów.

Z kolei francuski premier Manuel Valls próbował studzić sytuację, odżegnując się od znanego z kontrowersyjnych poglądów pisarza: - Francja to nie Houellebecq. To nie nietolerancja, nienawiść i strach - mówił w dniu zamachu dziennikarzom.

Skrajna prawica wraca do literatury?

O książce było głośno już od kilku tygodni. Do "nihilisty, reakcjonisty, cynika i bezwstydnego mizogina", które to określenia pod adresem pisarza francuska opinia publiczna powtarzała od kilku lat, dołączył "rasista" i "islamofob". Laurent Joffrin z lewicowego dziennika "Libération" pisze, że "Soumission" "wyznaczy ważną datę w historii, bo oznacza wielki powrót idei skrajnej prawicy do poważnej literatury francuskiej". O książce pisarz wypowiedział się tylko raz, na łamach najnowszego numeru anglojęzycznego magazynu literackiego "Paris Review". Zapewnia m.in., że pisząc "Soumission", nie chciał prowokować. - Ja po prostu kondensuję ewolucję, która jest według mnie realistyczna - tłumaczył w ostatecznie jedynym wywiadzie dotyczącym książki.

Sporo mówi już sam tytuł. Wydawnictwo W.A.B., które właśnie wprowadza książkę na polski rynek, zdecydowało, że "Soumission" najlepiej tłumaczyć jako "Uległość", ale słowo obecne jest także w języku religijnym, nie tylko dlatego, że można je tłumaczyć jako "posłuszeństwo". Przede wszystkim opiera się na grze znaczeń - arabskie słowo "islam" również tłumaczone jest jako "posłuszeństwo, całkowite oddanie się Bogu".

"Uległość" to political fiction. Zaczyna się w 2022 r., gdy dobiega końca druga kadencja obecnego prezydenta Hollande'a. Z powodu fałszerstw na ogromną skalę wybory zostają unieważnione. W kolejnych liderkę Frontu Narodowego Marine Le Pen pokonuje (m.in. dzięki poparciu socjalistów i centroprawicy) Mohammed Ben Abbes z fikcyjnej - na razie - partii Muzułmańskie Braterstwo. I wtedy na Francję pada strach. Muzułmańskie Braterstwo wprowadza w kraju kolejne prawa szariatu. Przestępczość spada do zera, tak jak... zatrudnienie kobiet. Natychmiast po wyborach muszą porzucić nie tylko pracę zarobkową, ale także zachodnie ciuchy. Nauczyciele mają przejść na islam.

Narratorem książki jest typowy dla Houellebecqa antybohater, 44-letni profesor literatury gustujący w o połowę młodszych kobietach, niestroniący od prostytutek. Pisarz wzbrania się przed traktowaniem go jako swojego alter ego. Choć niektóre szczegóły biograficzne się zgadzają, np. śmierć rodziców i psa.

Taktyka strachu

Houellebecq w "Paris Review" podkreślał, że krytykowanie muzułmanów nie jest rasistowskie, choć ostatnimi czasy "rozszerzyliśmy obszar rasizmu przez wymyślenie przestępstwa islamofobii". Według pisarza islamofobia nie ma nic wspólnego z rasizmem, podobnie jak nie ma z nim nic wspólnego antysemityzm, ponieważ rasizm "to kwestia innego koloru skóry, a nie wartości czy kultury". Nie zgadza się na przykładanie do jego książki teorii spiskowych. A równocześnie przyznaje, że w książce zastosował "taktykę strachu". - Tylko że właściwie nie jest jasne, czego powinniśmy się bać: nacjonalistów czy muzułmanów. Ja zostawiam tę kwestię nierozwiązaną - mówi w "Paris Review".

Według niego każda religia ma konsekwencje polityczne, a muzułmanom też kiedyś zamarzy się własna partia. Tym bardziej że "przeciętny muzułmanin" we Francji nie musi już oznaczać przybysza z Afryki Północnej, bo na islam przechodzi także wielu przeciętnych Francuzów. Tymczasem dziś muzułmańscy wyborcy mają mocno ograniczony polityczny wybór - z prawicą łączy ich sympatia do wartości konserwatywnych, ale nie popierają postulatów ograniczenia praw dla imigrantów. Tu bardziej im po drodze z lewicą, ale trudno im przełknąć jej poparcie np. dla małżeństw homoseksualnych.

- Przyznaję, że wizja takiej partii w 2022 roku nie jest bardzo realistyczna - mówi Houellebecq. Ale podkreśla też, że jego rolą jako pisarza jest opisywanie zmian charakterystycznych nie tylko dla Francji, ale także całej kultury zachodniej. Tym bardziej że niedawny powrót do kraju po kilku latach emigracji (m.in. w Irlandii) daje mu szersze spojrzenie.

"Odmawiam odpowiedzialności"

Z perspektywy czasu trudno w to uwierzyć, ale na łamach "Paris Review" Houellebecq mocno bagatelizował efekt, jaki jego szósta w karierze powieść może wywrzeć na francuską opinię publiczną. - O jakim efekcie tu mówić, przecież u nas w kółko dyskutuje się o islamie. Poza tym nie staję po żadnej ze stron, nie bronię żadnego reżimu i odmawiam wszelkiej odpowiedzialności, z wyjątkiem dyskusji na tematy literackie. To eseje zmieniają świat, a nie powieści - twierdził, choć już wtedy czuć w tym było kokieterię.

Ale faktem jest, że "Soumission" często posądza się o satyryczny wydźwięk i zagranie na nosie tym, którzy po przyznaniu Houellebecqowi Nagrody Goncourtów za "Mapę i terytorium" skłonni byli zaliczyć kontrowersyjnego pisarza w poczet szacownych twórców francuskiej literatury. Sam pisarz podkreśla jednak, że jego najnowsza powieść pisana jest serio: - Może drobne fragmenty mają w sobie coś z satyry, ośmieszam w nich troszkę dziennikarzy i polityków, ale ani sama książka, ani jej główni bohaterowie nie mają z satyrą nic wspólnego.

Na fali dyskusji o najnowszej książce Houellebecqa wyciąga mu się jednak wypowiedzi, w których naigrawał się z islamu. Swego czasu cztery organizacje muzułmańskie wniosły nawet pozew przeciwko niemu. Sąd oddalił sprawę. Ale dyskusja o "Soumission" i tak nie może się obejść bez zacytowania fragmentu wywiadu z 2001 r., gdzie stwierdził: "Najgłupszą religią jest, powiedzmy to sobie szczerze, islam. (...) Biblia przynajmniej jest piękna, bo Żydzi mieli talent literacki, dzięki czemu można im wiele wybaczyć".

Ateista? To nie ja

Przy okazji francuskiej premiery "Uległości" pisarz deklarował wręcz coś w rodzaju religijnej przemiany. - Mój ateizm nie przeżył tych wszystkich śmierci, z którymi musiałem się zmierzyć w krótkim czasie. Może, wbrew temu, co myślałem, nigdy właściwie nie byłem ateistą. Bo w świetle tego, co wiem, ponownie zadaję sobie pytania o stwórcę świata. Odpowiedzi nie znam, ale nie wiem też, czy jestem ateistą. I to jest drugi [oprócz warstwy publicystycznej] powód, dla którego napisałem tę książkę - mówi w "Paris Review". W tym kontekście podkreśla również rolę konwersji religijnej dla społeczeństwa. - Nawet jeśli moja książka lekko temu przeczy, wydaje mi się, że dla ludzi przejście na inną religię to nie jest tylko kwestia społeczna, zwykle mają dużo głębsze powody. Jest znakiem nadziei, oznacza, że aspirują do nowego typu społeczeństwa - tłumaczy powody, dla których napisał "Soumission".

Pierwotnie książka miała nosić tytuł "Conversion" ["Konwersja"], a nawrócić się miał w niej również narrator. Choć akurat na katolicyzm ("Ale nie byłem w stanie tego zrobić. W książce to nie zagrało"). Houellebecq przyznaje, że w tym geście miała być pewna desperacja i rozpacz. - Tak naprawdę pochodzi ona z pożegnania cywilizacji, jaką znamy. Ale w sumie Koran okazał się dużo lepszy, niż myślałem, gdy zacząłem go czytać. Przede wszystkim okazuje się, że dżihadyści są złymi muzułmanami, a pełna agresji święta wojna nie jest dozwolona. Więc w sumie możecie powiedzieć, że [na temat islamu] zmieniłem zdanie.

Ale czy na pewno? Po raz pierwszy od zamachu na "Charlie Hebdo" pisarz pojawił się kilka tygodni później na targach książki w Kolonii. Po raz kolejny powtórzył, że "to nie jest książka wymierzona w muzułmanów, ale po chwili dodał: "Ale każdy ma prawo napisać islamofobiczną książkę, jeśli tylko ma ochotę".

"Uległość" w ebooku dostępna przed rynkową premierą. Sprawdź na Publio.pl >>

 

- Andrzej Chyra czyta dla nas fragmenty powieści

 

- Nowe okładki powieści Houellebecqa przygotowane przez Martę Frej dla wydawnictwa W.A.B.

 

- Przypominamy recenzje powieści Houellebecqa

 

W sobotę w "Wyborczej" obszerne fragmenty najnowszej powieści Houellebecqa