Była taka piękna, że z łatwością podbijała wszystkie serca, inspirowała innych swoją uczciwością, pracą, rodziną. Jak taka kobieta mogła wyruszyć na krucjatę przeciwko świętym więzom małżeńskim?! Jakie to było dalekie od wizerunku, który prezentowała na ekranie! Przecież Ameryka uważała ją niemal za niepokalaną!
Senator Johnson chyba zapomniał, podobnie jak wielu innych, którzy w tamtym czasie odsądzali Ingrid Bergman od czci i wiary, że nie grała tylko świętych, jak w "Dzwonach Najświętszej Marii Panny" czy "Joannie d'Arc", ale też kobiety zdradzane i poniewierane przez mężczyzn, jak w "Gasnącym płomieniu", albo takie, które wikłały się w pozamałżeńskie romanse i oszukiwały, jak w "Casablance" czy "Intermezzo", lub role pewnych siebie, a nawet rozwiązłych w "Komu bije dzwon", "Urzeczonej" czy "Osławionej".
Ingrid także niczego nie rozumiała. Sądziła, że aktorstwo to jedno, a sprawy prywatne to drugie: "Byłam wcieleniem zła i symbolem kobiecej kompromitacji. Wybaczono Ilsie z 'Casablanki' i Alicji z 'Osławionej', ale nikt nie mógł wybaczyć Ingrid z Rzymu" - mówiła z goryczą.
Sceniczny wizerunek i charakterystyczna uroda - zmysłowa i jednocześnie niewinna - stały się jej pułapką. Federico Fellini, wspominając pierwsze spotkanie z Ingrid, mówił: "Nigdy w życiu nie widziałem tak pięknej istoty. Wszyscy we Włoszech mieliśmy wrażenie, jakoby to Dziewica Maryja zstąpiła do nas z Disneylandu". Omar Sharif dodawał, że ujrzawszy Ingrid, przeżył moment religijnego zachwytu.
W dzieciństwie była nieśmiała, ciągle się czerwieniła, z nerwów dostawała wysypki, puchły jej usta i powieki. Ale była też uśmiechnięta, życzliwa i odważna na tyle, żeby w wieku 15 lat pojawić się na planie filmu jako statystka. W chwili kiedy poczuła na sobie blask świateł rampy, zakochała się w filmie.
Miała 18 lat, gdy poszła na przesłuchanie do szkoły aktorskiej w Sztokholmie. Komisja nie pozwoliła jej nawet dokończyć monologu. Ingrid pomyślała o samobójstwie, ale gdy stanęła nad rzeką, na widok brudnej wody poczuła takie obrzydzenie, że wróciła do domu. Telefon od kolegi z informacją, że została przyjęta, przywrócił jej równowagę. Po prostu nie było czasu na przesłuchania, a w niej od razu dostrzeżono osobowość i naturalność, które z czasem staną się jej znakami rozpoznawczymi.
Zmarła w Londynie w dniu swoich 67. urodzin, 29 sierpnia 1982 r., na raka piersi. W ostatnim wywiadzie dla "New York Timesa" w 1975 r. powiedziała: "Miałam różnych mężów, różne rodziny, ale coś w środku mnie mówiło, że tak naprawdę należę tylko do show-biznesu".
Cały artykuł o Ingrid Bergman czytaj w sobotę w "Wysokich Obcasach"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny