Polub nas na Facebooku
Polak terrorysta zabił 11 osób - głoszą ostatnio nagłówki serwisów. I choć niemal codziennie czytamy teraz o atakach terrorystów, polski wątek jakoś szczególnie nami wstrząsa. Jak to możliwe: Polak terrorysta? Z drugiej strony, kiedy tylko zdarza się w świecie jakaś katastrofa, naszym największym zmartwieniem jest, czy brali w niej udział Polacy. Czy to patriotyzm? Raczej ewolucyjna zaszłość - ta sama, która sprawia, że nawet Polacy o dość liberalnych poglądach często z niechęcią myślą o tym, że warto by pomóc syryjskim imigrantom. No, a jeśli już, to może tylko takim, których coś z nimi łączy: dlatego testujemy ich na okoliczność chrześcijaństwa. Skąd w nas ta wsobność?
Ksenofobia - niechęć do obcego, innego - jest twardo wdrukowana w nasze mózgi. Choć trudno to otwarcie przyznać, biologicznie wszyscy jesteśmy rasistami. I na dodatek - ta właśnie cecha zapewniała nam kiedyś przetrwanie. Niestety, dziś w cywilizowanej epoce dominacji naszej kory przedczołowej mózgu (obszaru odpowiedzialnego za uczucia wyższe) te ewolucyjne zaszłości odbijają nam się etyczną czkawką. Nietolerancja to ciemna część naszej natury, efekt uboczny życia w społecznych grupach i... wynik kooperacji nastawionej na osiąganie wspólnych korzyści.
Ważna jest biologia
Dlatego, choć w naszych politycznie poprawnych czasach może to brzmieć jak herezja, powinniśmy posłuchać psychologów, którzy twierdzą, że nietolerancja bywa społecznie pożyteczna. Takiego zdania jest na przykład antropolog ewolucyjny Francisco Gil-White z University of Pennsylvania. Wynika to z jego badań przeprowadzonych wśród Mongołów i Kazachów. Pytał ich, czy przynależność etniczna jest ich zdaniem zależna od natury - czy liczy się, kim byli twoi biologiczni rodzice. Czy też może zależy od kultury - czy ważniejsze jest, kto cię wychował. Okazało się, że przynależność do grupy postrzegana jest silnie biologicznie - komentuje Gil-White. - Mimo że przynależność narodowa, tak samo jak rasa, nie ma żadnych biologicznych wyznaczników - jednak tak właśnie ją odbieramy.
A spójrzmy teraz na eksperyment przeprowadzony przez psychologa politycznego Rossa Hammonda z Brookings Institution. Dowiódł on, że współpraca w ramach grup przebiega znacznie bardziej efektywnie, gdy jest jakiś czynnik, który łączy ludzi - choćby był to losowo przyporządkowany im kolor, który obiektywnie zupełnie nic nie znaczy.
Naukowcy pod kierunkiem Hammonda zaobserwowali, że współpraca w społeczeństwie podzielonym na kolorystyczne getta przebiega sprawniej niż w dużej, zupełnie "bezbarwnej" grupie. Grupy kolorowe są lepiej wewnętrznie zorganizowane, a wszelkie zachowania aspołeczne polegające na wspieraniu kogoś "innego koloru" - piętnowane. - Etnocentryzm, choć zamyka na innych, napędza kooperację wewnątrz grupy - wysnuli wniosek badacze.
Do tego faworyzujemy członków własnej grupy, choćby grupy te były tworzone na podstawie naprawdę dziwnych przesłanek.
- Nasze umysły muszą być tak zorganizowane, że dzielą świat niemal automatycznie - mówi psycholog Lawrence Hirschfeld z University of Michigan. Pokazują to liczne eksperymenty naukowe - jak na przykład ten opisany w książce "Psychologia i życie" Philipa Zimbardo. Pewna nauczycielka podzieliła swoją klasę, kierując się kolorem oczu uczniów. Zaznaczyła przy tym bez ogródek, że dzieci jasnookie są mądre, miłe, uczynne, a dzieci ciemnookie - złe, głupie i brudne. W ciągu zaledwie pół godziny udało jej się doprowadzić do wytworzenia dwóch minispołeczności darzących się głęboką antypatią. Następnego dnia nauczycielka powiedziała, że się pomyliła i że to brązowookie dzieci są gorsze. Sytuacja natychmiast się odwróciła.
Jak jeszcze przejawia sie nasza niechęć do Innego? Czy z tym instynktem można walczyć? Czytajcie jutro w "Nauce dla każdego".
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny