W listopadzie 2010 r. pracownicy biura rzecznika praw dziecka przeprowadzili kontrolę oddziału. W izolatce zastali Cezarego, chłopca, który w trakcie swojego pobytu w szpitalu był unieruchomiony przez 1871 godzin.

Jesienią 2010 r. do rzecznika praw dziecka przyszedł list ze szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Starogardzie Gdańskim. Pielęgniarki i salowi pisali: "W naszym szpitalu na oddziale numer XXIII ordynator Anna M. Prowadzi "terapię" dla nieletnich".

Obrazy jak z hitlerowskiego obozu. Dzieci ubrane w przykrótkie, podarte, popielato-niebieskie piżamy stoją na baczność w ogromnej sali wspartej dwoma filarami. Wzdłuż 24-osobowego szeregu przechadza się filigranowa kobieta o zimnych, ostrych rysach i przenikliwym spojrzeniu. Przemierza całą salę z rękami założonymi do tyłu. Przygląda się temu personel pielęgniarski, który jak zahipnotyzowany wpatruje się w postać szalonej pani doktor. Niektóre dzieci mają szerokie paski na biodrach, a oba nadgarstki spięte skórzanymi pasami. Wyglądają, jakby zakuto je na stojąco w dyby. Dr Anna wystukuje żołnierski rytm. Dlaczego dzieci ustawiono w szeregu? Doktor spytała je: "Co to są kłykciny kończyste?". Nie wiedziały. Musiały stać na baczność przy filarach przez osiem godzin. Następnego dnia dwoje z nich nie wiedziało, jakie rozróżniamy organy u kobiet. "No, to postoicie sobie do wieczora - powiedziała ordynator. - Jeśli ktoś będzie kucał lub się kładł, to personel ma moje zezwolenie na przywiązanie takiego delikwenta pasami do słupa. Pamiętajcie!".

Autorzy listu opisali kary, które stosowała ordynator, takie jak ograniczenie pacjentom spotkań z rodzicami, poniżanie, wyzwiska oraz wielomiesięczne izolowanie nastolatków od otoczenia. "Siostro, siostro kochana!" - woła nas Laura zamknięta w izolatce od wielu miesięcy. Dzień miesza jej się z nocą. Jest tylko małym "zwierzątkiem", któremu ordynator chce pokazać, kto jest silniejszy. Laura dla kontaktu z ludźmi zrobi teraz wszystko. Uderza pięścią w kratę, krzyczy, a nawet sama prosi o zastrzyk na uspokojenie. Zgłasza, że miesiączkuje, choć to nieprawda. Chce choćby przez minutę ujrzeć przez kratę ludzką twarz.

List zakończono słowami: "Personel oddziału też jest winny. Przymykaliśmy dotychczas oczy na wiele spraw. Marne usprawiedliwienie, że jeśli ktokolwiek z nas przeciwstawi się ordynator, pożegna się z pracą. Nie mamy poparcia w kadrze kierowniczej, ale nie chcemy, by nasze dzieci myślały, że przyczyniliśmy się do nieludzkiego traktowania pacjentów. Mamy dość, krzyczymy: pomóżcie dzieciom. Będziemy zeznawać i świadczyć przeciwko oprawcy dr Annie M.".

W czwartkowym "Dużym Formacie" piszemy o okrutnym systemie kar w szpitalu psychiatrycznym w Starogardzie Gdańskim. Sprawdzamy też, dlaczego sprawa przez pięć lat nie trafiła do sądu i dlaczego ordynator Anna M. wciąż pracuje jako biegła Sądu Okręgowego w Gdańsku oraz psychiatra w przychodni w Malborku.