Anne Applebaum napisała w "The Spectator", że "Nad Jeziorem Białym" to alternatywna historia polskiej transformacji po 1989. Wyznawcom teorii "co złego, to nie my, Polacy" książka Johna Borrella może się nie spodobać.
Znam wielu, którzy jak ja marzą, by zamieszkać wśród rajskiej przyrody Nowej Zelandii. Borrell, nowozelandzki korespondent "Time'a" z Nikaragui, Rwandy, Angoli, Mozambiku, Bejrutu, wolał Polskę. Tuż po upadku komuny uznał ją za "nowe pogranicze dla marzycieli i ryzykantów" i z polską żoną Anną wybrali Sytną Górę na Kaszubach z widokiem na Jezioro Białe. 25 lat temu mówiło się, że "psy tam dupami szczekają". Wiem, co piszę, bo urodziłem się kilka kilometrów obok, w Kartuzach.
Borrell napisał po angielsku książkę "Nad Jeziorem Białym" nie dla Polaków, ale o Polakach, o Kaszubach. O tym, jak z żoną budowali hotel Kania Lodge, zaczynając w 1993 roku od mieszkania w przyczepie kempingowej na środku łąki.
Książka należy do modnego nurtu literatury przygodowej z cyklu "rzucam pracę w korporacji, by produkować wino w Prowansji". Borrell po 25 latach rzucił dziennikarstwo.
Dużo w książce miodu lejącego się na serca Polaków, ale jest też dziegieć, i to nie łyżka. I to dziegieć jest interesujący.
Prócz słonecznych, smakowitych dni jak w Prowansji mamy brutalny, zacofany kraj z kapryśną pogodą, sprzedajnymi dziennikarzami, wrogo nastawioną policją, skorumpowanymi urzędnikami i chciwą najbliższą rodziną. Jest wódka, którą trzeba pić, by kupić ziemię od rolnika. Nie ma toalet w domach w latach 90., nie ma traktorów.
Borrellem zainteresowałem się z powodu wódki, którą robi z kartuskich kartofli. Londyński barman - i to nie z Polski, co trzeba dodać, bo to w Anglii nie jest reguła - w knajpie The Anchor & Hope polecił mi kaszubian vodka.
Może nie poczułem się wstrząśnięty, ale zmieszany na pewno, bo nigdy o niej nie słyszałem.
Tak samo czułem się przy czytaniu "Nad Jeziorem Białym", bo niby zna się rodzinne strony, ale dopiero ktoś z zewnątrz wyciąga z cienia fakty, których nie chce się zobaczyć.
Umówiłem się z Johnem w Sytnej Górze w kwietniu. W Prowansji było już ciepło, my - żeby nie zmarznąć - rozpaliliśmy w kominku.
Jezioro Białe było szare.
Cały tekst o Johnie Borrellu przeczytaj w sobotę w "Magazynie Świątecznym".