Dla władz PRL papież Polak przeciwnikiem był zawsze.

Politycznym, ideologicznym, a także strategicznym, takim, z którym, owszem, zawiera się czasami porozumienia i podejmuje grę, ale który pozostaje przeciwnikiem. Po wsze czasy.

Rozmowa z prof. Andrzejem Friszkem

Józef Krzyk: Na wieść, że Karol Wojtyła został papieżem, Edward Gierek zakrzyknął podobno: "O rany boskie!". Ale może to tylko anegdota?

Prof. Andrzej Friszke: Słyszałem o tym i świetnie mogę sobie tę chwilę wyobrazić, bo wybór Polaka na papieża zmieniał sytuację w bardzo dalekim stopniu i stwarzał rządzącym ogromny kłopot bez dobrego wyjścia. Po wyniesieniu kardynała Karola Wojtyły na Tron Piotrowy Kościół polski stawał się tak ważnym czynnikiem politycznym, że partia musiała na nowo przemyśleć swą politykę wobec niego.

Dlaczego?

- Po konklawe w jednej chwili legła w gruzach strategia budowana na osłabianiu Kościoła i próbie wmontowania go w system PRL. Opierała się ona m.in. na założeniu, że o sprawach ważnych władze rozmawiały bezpośrednio z Watykanem, ponad głowami polskich biskupów, ograniczając w ten sposób znaczenie prymasa i Episkopatu. Po wyborze kardynała Wojtyły te rachuby wzięły w łeb, bo Watykan stawał się tą samą stroną co Episkopat.

Józef Czyrek, bliski współpracownik Gierka, tak miał skomentować wybór konklawe: "Lepszy Wojtyła jako papież niż tu jako prymas". Kilka miesięcy później papież przyjechał do Polski. Władze nie mogły go nie wpuścić?

- No właśnie. Czy Gierek mógł próbować ustawiać się do całej tej sytuacji inaczej?

Nie mógł, bo władza, również w tamtym momencie, musiała zabiegać o przychylność społeczeństwa i o swój wizerunek, że jest patriotyczna i polska. Chcąc nie chcąc więc wyrażała radość z powodu wielkiego sukcesu Polski, jakim był papież rodak, co naturalnie kłóciło się z doktryną, określaniem miejsca Kościoła w Polsce oraz bardzo cierpkim stosunkiem ludzi władzy do Wojtyły.

Już od początku pierwszej pielgrzymki stało się jasne, kto sprawuje rząd dusz w Polsce. Gdyby wtedy, w czerwcu 1979 r., papież nie przyjechał, to doszłoby do Sierpnia '80?

- Wybór papieża spowodował swoistą mobilizację społeczną i narodową. Poczuliśmy, że coś znaczymy w Europie i w świecie, że jesteśmy czymś więcej niż tylko jednym z krajów bloku wschodniego, że przynależymy do świata zachodniego. Pielgrzymka wszystkie te nastroje uzewnętrzniła, a Polacy zobaczyli, że ich odczucia są identyczne jak odczucia setek tysięcy rodaków witających Jana Pawła II i uczestniczących w mszach papieskich. Wywołała wielkie poczucie bycia razem, ogromnej siły i narodowej godności, że oto kiedy jesteśmy razem, to znaczymy bardzo wiele. Choć - powiedzmy to jasno - te nastroje nie były w nikogo wymierzone. W trakcie pierwszej pielgrzymki Polacy "konsumowali" wybór Wojtyły, cieszyli się, że stał się naszym symbolem i autorytetem ogólnonarodowym.

Ponadto w numerze "Ale Historia" poświęconym w całości Janowi Pawłowi II przeczytasz także:

 

Dziesięć lat po śmierci Jana Pawła II "dewojtylizacja" polskiego Kościoła jest faktem. Oznacza ona porzucenie dialogu, zamykanie się w swoim katolickim świecie, lęk przed wychodzeniem ku innym - twierdzi dominikanin ojciec Tomasz Dostatni.

Jarosław Mikołajewski ukazuje polskiego papieża jako męża stanu, dyplomatę oraz "proboszcza Rzymu".

Tomasz Bielecki pisze o tym, jak Jan Paweł II zmienił relacje Kościoła z Żydami.

Mirosław Maciorowski przypomina najważniejsze fakty z życia Karola Wojtyły.

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl