Igor Parfieniuk: Nie da się narysować takiej mapy. Grupy działają na własną rękę. Jest ich więcej, ale są mniej liczne. Grupa może być z Warszawy, ale działa też np. w Poznaniu. Wolnoamerykanka. Nie zależy im na rozgłosie, starają się działać po cichu.
- W naszym kraju nie ma capo di tutti capi. Nie ma też grup, jakie pamiętamy z lat 90., z taką strukturą i pozycją, bo buduje się ją latami. Teraz grupy nie działają tak długo, bo szybko je rozbijamy.
- Nie chodzi o liczebność, ale o skalę przestępstwa. Jeśli trzech panów chce zrobić skok na kiosk, bo chce im się palić, to nas to nie interesuje, od tego są policjanci z komend miejskich. Ale jeśli trzech panów kradnie 100 mln zł, to już coś poważnego. Ważne jest to, czy grupa jest hierarchiczna czy jest przywódca, czy jest podział zadań. I to już jest zorganizowana przestępczość, która nas interesuje, bo do zwalczania takiej przestępczości jesteśmy powołani.
- Ponad 900. Mówiąc dokładnie: 803 to grupy polskie, 106 międzynarodowych, 3 rosyjskojęzyczne i 5 cudzoziemskich. Te grupy zostały rozpracowane i po części zlikwidowane, bo nie jest tak, że od razu udaje się rozbić całą grupę. Zatrzymujemy ileś osób, ale życie nie znosi próżni i ci, którzy zostali, zakładają swoją grupę.
- Są, ale znacznie ich mniej. Typową bandyterką zajmuje się w Polsce nie więcej niż 50 rozpracowanych przez nas grup. Jednak nie widać ich tak jak kiedyś, nie wzbudzają takiego przerażenia. Jeśli przestępcy mojemu sąsiadowi obetną palec, to całe miasto o tym mówi, ludzie odczuwają strach. A jeżeli przestępcy dokonują oszustw paliwowych i narażają państwo na milionowe straty, ludzie myślą: to skarb państwa traci, nie ja, choć przecież to są pieniądze nas wszystkich. Tymczasem taka właśnie przestępczość - gospodarcza - dominuje.
Całą rozmowę czytaj jutro w "Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny