Znajdujący się na niej wojownicy zeszli na plażę, po czym ruszyli w kierunku jedynej widocznej na horyzoncie budowli - niewielkiego klasztoru założonego w 636 r. przez mnicha i biskupa - św. Aidana.
Nie mieli rogów na hełmach (to tylko legenda) i na pewno nie nosili tak wymyślnych fryzur i tatuaży, jak przedstawiają twórcy "Wikingów". Ale tak jak w serialu wymordowali wszystkich, zabrali, co tylko się dało, i wrócili do swoich grodów i wiosek u wybrzeży nordyckich fiordów. Nie mogli sobie zdawać sprawy, że to, co dla nich było kolejną wyprawą po łupy (tyle że może w trochę innym kierunku niż zazwyczaj), setki lat później historycy określą jako początek "normańskiej burzy", ery wikińskiej, czasu wojowników, którzy przez prawie trzy wieki napełniali strachem Europę, odkryli Amerykę i zdobyli sławę najwspanialszych żeglarzy w historii.
Wszystko zaczęło się właśnie wtedy - 8 czerwca 793 r. A kiedy skończyło?
***
Za symboliczny koniec epoki wikingów uważa się 25 września 1066 r., kiedy w bitwie pod Stamford Bridge zginął król Harald III Srogi, nazywany ostatnim wikingiem. Pokonał go Harold II Godwinson, którego z kolei już trzy tygodnie później pod Hastings zabili łucznicy Wilhelma Zdobywcy.
Czy jednak był to naprawdę koniec?
Bywali i tymi, i tymi. Mieszkańcom innych krain oferowali drewno, żelazo, skóry fok i wielorybów, futra zwierząt, kły i kości morsów. Po rozpoczęciu podbojów wikingowie handlowali też oczywiście zagrabionymi dobrami oraz niewolnikami, sprzedawanymi głównie do krajów arabskich. Co jednak skłoniło ich do rozpoczęcia ery podbojów?
Naukowcy wciąż się o to spierają. Jednym z powodów mógł być gwałtowny wzrost demograficzny mieszkańców wybrzeży dzisiejszej Norwegii, Szwecji i Danii. Niedostatek ziemi uprawnej, załamanie gospodarcze, brak wystarczających rynków zbytu sprawiły, że handel przestał się opłacać. A może po prostu przedsiębiorczy mieszkańcy fiordów stwierdzili, że to gra niewarta świeczki, i zamiast wdawać się w handlowe negocjacje, łatwiej i taniej będzie rabować?
Teoria o tym, że Mieszko I był w rzeczywistości wikingiem, powraca co jakiś czas jak bumerang, wzbudzając wśród historyków żywe dyskusje. W okresie międzywojennym w historiografii niemieckiej pojawiła się hipoteza, jakoby Mieszko I nosił imię Dagone wywodzące się od skandynawskiego Dagr. Tym samym miał on być wikingiem, który przejął władzę w państwie Polan. Problem w tym, że nie ma na to żadnych przekonujących dowodów. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że pierwsi władcy Polski często korzystali z pomocy wikingów, zatrudniając ich jako najemników. Niektórzy z nich najpewniej się tu osiedlili, więc pewna domieszka wikińskiej krwi u Polaków raczej nikogo dziwić nie powinna.
Więcej o wikingach czytaj jutro w "Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl