Dziennikarze są dziś jedynym straszakiem, który działa na urzędników i polityków - uważa Gabriela Konarzewska, szefowa puckiego PCPR.

- Mamy mnóstwo trudnych spraw, ludzi w dramatycznych sytuacjach, ale dopiero wtedy, gdy zainteresują się nimi telewizje czy gazety, pojawia się ratunek.

Gdyby nie dziennikarze, być może dzieci z podwarszawskiej Wesołej spędziłyby w domu dziecka dużo więcej niż dwa miesiące.

Katarzyna samotnie wychowywała trójkę dzieci. Po południu wyszła do spożywczego, korzystając z tego, że 11-miesięczna Hania zasnęła, a 11-letni Wiktor i 4-letnia Julia oglądali bajkę. Poprosiła Wiktora, żeby od razu dzwonił, gdyby coś się działo. Ona za pięć minut będzie z powrotem. - Mamo, policja jest pod domem. Wracaj! - usłyszała w słuchawce, nim doszła do sklepu. Rzeczywiście pod drzwiami stała pracownica z OPS dzielnicy Wesoła w obstawie dwóch policjantek. - Pani z opieki wykrzyczała mi, że zabierają dzieci, i dodała, że nic mi nie musi tłumaczyć - opowiada.

Matka nie zgodziła się na zabranie dzieci i nie podpisała dokumentów. Wyszła przed dom, na ręku trzymała Hanię, a przestraszeni Wiktor i Julka przylepili się do niej. Zaczęła się szarpanina. Katarzyna przewróciła się, a podczas upadku niemowlę doznało urazu głowy. Opierającą się dwójkę starszych dzieci zawleczono do radiowozu i odwieziono do domu dziecka w Białołęce.

- Zaczęłam krzyczeć - opowiada Katarzyna. Policjantki w końcu wezwały pogotowie i matka z córką pojechały karetką do szpitala.

Katarzyna pracowała, oprócz pensji miała alimenty. Gdy była w pracy, maluchami zajmował się jej ojciec. Dlaczego zabrano jej dzieci? Z powodu anonimów.

Matka złożyła do sądu zażalenie na odebranie dzieci. Zostało oddalone bez zdania uzasadnienia. Wystąpiła o adwokata z urzędu. Po ponad miesiącu dostała odpowiedź z sądu: "Niniejsza sprawa nie jest na tyle skomplikowana, ażeby udział profesjonalnego pełnomocnika był rzeczywiście potrzebny".

Na szczęście sprawą zajęli się dziennikarze, a dzięki temu darmową pomoc prawną zaproponowali adwokaci współpracujący z Instytutem na rzecz Kultury Prawnej "Ordo Iuris".

Po dwóch miesiącach dzieci wróciły do matki.

- Dlaczego w tak ważnych sprawach, jakimi jest odbieranie dzieci, nie ma obowiązku, by rodzicom przysługiwał pełnomocnik z urzędu? - komentuje mecenas Łukasz Jończyk z Ordo Iuris. - Skoro od maja tego roku będą go mieli wszyscy oskarżani przed sądami rejonowymi i okręgowymi za kradzieże, pobicia czy zabójstwa? Warto nad tym się zastanowić, bo dziennikarze wszystkiego nie załatwią.

 

Pierwsza część cyklu "MOPS odebrał dzieci matce, bo jest biedna?" tutaj

 

Druga część cyklu "Sebastian powiesił się na wieść, że ma iść do domu dziecka. Bo matka nie miała na czynsz tutaj

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl

Więcej