Kiedyś młodzi mogli liczyć na uczelniany etat, kiedy jakiś profesor umrze. Teraz już zniknął nawet ten miraż, bo gdy profesor umrze, jego etat jest likwidowany

 

Na naszych uczelniach petryfikujemy struktury, które utrwaliły się lata temu. Nie ma dopływu świeżej krwi: młodej, z innych ośrodków. Kadrą akademicką kieruje obrona status quo, zwykła rutyna i zazdrość. Rozmowę z Leną Kolarską-Bobińską czytaj w Magazynie Świątecznym w "Wyborczej" Tylko dla prenumeratorów!

 

"Środowisko akademickie budzi się z długoletniego snu" - mówi Aleksander Temkin, jeden z liderów Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej. I nie chodzi wcale tylko o humanistów. Chodzi o młodych naukowców, którzy coraz gorzej czują się na polskich uczelniach.

Mateusz Piotrowski z Komitetu żartował, że kiedyś młodzi mogli liczyć na etat, kiedy jakiś profesor umrze. - Teraz już na to nie liczymy, bo teraz, jak profesor umrze, jego etat jest likwidowany.

Młodzi pytają: uniwersytet jest prekarny czy solidarny?

Prekarny raczej, bo naukowcy żyją w stanie niepewności i chronicznej niemożliwości przewidzenia przyszłości. A także nieustannego lęku, czy aby nie przyniesie ona tylko pogorszenia sytuacji.

Młodzi są zatrudniani na umowach śmieciowych, na umowach krótkoterminowych, które - wbrew Kodeksowi pracy - nie przekształcają się w umowy na czas nieokreślony. Często pracują na bezpłatnych stażach.

Czy ich skargi są przesadzone? Kto jest winien - nieudolne ministerstwo czy akademicka korporacja? Agnieszka Kublik szuka odpowiedzi u minister edukacji narodowej Leny Kolarskiej-Bobińskiej w "Magazynie Świątecznym"

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl

 

Zajrzyj też na profil Agnieszki Kublik na Twitterze!