Kiedyś w Czechach ktoś chciał wydrukować zdanie, że Hanna Krall w swoich książkach pisze o stosunkach polsko-żydowskich. Zaprotestowałem, bo to tak jakby napisać, że "Proces" Kafki jest powieścią o biurokracji w sądach. Sama pisarka wyjaśniła żartobliwie, że jeśli już pisze o jakichś stosunkach, to raczej żydowsko-boskich. Przyznała kiedyś, że wszystkie jej książki są o jednym - jak bardzo człowiek może być dobry i jak bardzo zły. Tego dowiadujemy się wciąż na nowo.
Przed "Hipnozą" (1989), "Tańcem na cudzym weselu" (1993), "Dowodami na istnienie" (1995), "Tam już nie ma żadnej rzeki (1998), "To ty jesteś Daniel" (2001), "Wyjątkowo długą linią" (2004), "Królem kier znów na wylocie" (2006) i "Białą Marią" (2012), czyli przed książkami o Polakach, Żydach i Niemcach (choć takie spłaszczające określenie tematu jej pisarstwa raczej by autorki nie usatysfakcjonowało), Hanna Krall pisała o ludziach, którzy są zachwyceni życiem, bo udało im się odłożyć 80 złotych na książeczkę albo zdobyć wołowinę bez kości.
Jej metoda reporterska z czasów, gdy opisywała PRL, została jeszcze w latach 70. zdekonspirowana przez Macieja Wierzyńskiego. Uważał, że Krall wynalazła nowy sposób pisania reportaży, który z grubsza można nazwać pisaniem tekstu językiem jego bohatera. Ale uwaga! Nie jest to spisana relacja z magnetofonu. Nie jest to też - jak w typowym reportażu - mieszanka wypowiedzi bohaterów z komentarzami i obserwacjami reportera. Krall stosuje chwyt inny.
Owszem, cytuje bohaterów, ale - i na tym polega jej wynalazek - to, co powinno być jej tekstem własnym, zapisuje językiem swojego rozmówcy. Jego pojęciami, jego sposobem myślenia. Oczywiście jest to tylko chwyt, bo nie sposób zrekonstruować czyjegoś myślenia, lecz daje on znakomite złudzenie pełnego autentyzmu.
Do tego nie wystarczy z rozmówcą tylko przeprowadzić wywiad -reporterka musi poznać cały jego świat.
Oczywiście natychmiast miała wielu naśladowców, a zwłaszcza naśladowczyń.
"Śpi z Krzyśkiem, od brzegu, żeby dzieciak w nocy nie wyleciał, jak zadzwoni budzik. Podkręca w lampce knot, odsuwa kołdrę i spuszcza nogi, pilnując, żeby mu znowu nie weszła drzazga, bo deski próchnieją, a zerwało się akurat koło łóżeczka. Kołdra jest nieobleczona. Mają teraz najmniejszego chrzcić i żona mówi - jeszcze mi pozabrudzają do tego czasu. Żona już kupiła na chrzciny gęś i sąsiadka obiecała, że jej upiecze. Ani on, ani żona nie jedli jeszcze gęsi, właśnie są ciekawi, co to za smak, czy podobny do kogutków. Kogutki jedli w tym roku ze dwa razy i chcieli nawet wziąć z Sochaczewa z pięćdziesiąt malutkich, na wychowanie, ale był taki tłok, że dwie kobiety zagnietli, jedną ocucili w drzwiach, a drugą dopiero w szpitalu, i wrócili z niczym".
Tak rozpoczynał się reportaż "Mały realizm" (1974).
Mógł ukazać się jako pojedynczy materiał w "Polityce", nie mógł w książce, ponieważ nagromadzenie w jednym tomiku zbyt wielu smutnych tekstów o socjalistycznej ojczyźnie - niektórzy uważali, że tekstów jadowitych - było dla władzy nie do wytrzymania. Już gotowy drukarski skład książki został przetopiony w hutniczym piecu.
Hanna Krall opuściła mały realizm dla realizmu, w którym władzę przejęła metafizyka.
Kiedy zajęła się sprawami ostatecznymi, w jej pisaniu także pojawiła się metoda. Tym razem zdekonstruowała ją Herta Müller (w książce "Król kłania się i zabija"). Zdania Krall jednocześnie mówią i nasłuchują, doszła do wniosku Müller.
"Hanna Krall odmawia wszelkiego komentarza, poprzez spiętrzanie i układ faktów powstaje nieustępliwa bezpośredniość, która zaczyna huczeć w głowie. Dokumentowane rzeczywistości autorki opowiadają się pozornie same. Ale na tym właśnie polega wirtuozeria Hanny Krall: zaniechać komentarzy, a mimo to poprzez niewidoczną ingerencję stać za każdym zdaniem".
Pisanie Krallówny zawsze było pociągające (dawały temu wyraz i światowe gazety, i zagraniczne gremia przyznające nagrody; jest najczęściej przekładaną polską reporterką). Jednak równie pociągająca jest także jej osoba.
Zgadzam się z Müller: Krall stoi za każdym zdaniem, lecz nigdy za blisko nie dopuszcza do siebie.
Niedługo będziemy mieli okazję choć trochę zbliżyć się do reporterki. W wydawnictwie Dowody na Istnienie powstaje książka pt. "Krall", której fragment - w rocznicę wyzwolenia Warszawy - dziś drukujemy. Będzie to książka podwójna: my, czytelnicy, zajrzymy po raz pierwszy do jej reporterskiego archiwum (notatki, zdjęcia, listy), zaś Wojciech Tochman razem z Hanną Krall zajrzą do archiwum jej pamięci.
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl