Nie potrafimy żyć bez Maszyny. Wkrótce nie będziemy też umieli bez niej umrzeć.
Już się zabrała do obsługiwania naszego życia po śmierci. Na razie delikatnie i ostrożnie, zachowując pozory użyteczności, w przyjacielskim tonie perswazji.
''Wyobraź sobie, że umierasz z hasłami do swojego komputera w głowie, pozostawiając współpracowników bez dostępu do najważniejszych plików. Wyobraź sobie, że twoja ukochana nie może wejść na twoje konto bankowe. Albo że umierasz, nie wyjawiwszy sekretu, który zawsze chciałeś przed śmiercią wyjawić''.
Roztaczający te wizje Deathswitch (włącznik śmierci) jest automatycznym systemem, który - o ile zechcesz - co jakiś czas będzie wysyłał ci prośbę o wpisanie wcześniej umówionego hasła. Jeśli któregoś dnia nie zareagujesz, zrobi to jeszcze parokrotnie, a potem, o ile nadal będziesz milczał, uzna, że umarłeś albo jesteś niezdolny do działania.
Wtedy przygotowane przez ciebie wiadomości, np. z hasłami czy sekretami, wyśle do osób, które wybrałeś.
Amerykański neurobiolog i pisarz David Eagleman w swoim bestsellerze ''Sum: Forty Tales from the Afterlives'' (''Jestem [łac.]. Czterdzieści opowieści z zaświatów'') nazwał tego rodzaju przedsięwzięcia ''dobroduszną rewolucją przeciw ciszy grobów''.
Na razie ton tej rewolucji nadają podobne do Deathswitch łapiduchy, które przybrawszy stroskane miny, chcą tylko wykorzystać okazję do zarobku.
Warto, bo jak szacuje portal WebpageFX, co godzinę umiera 428 użytkowników Facebooka. Przykry bałagan, na którym można zarabiać, zresztą z dnia na dzień coraz więcej. Nawet bowiem, jeśli Facebook przestanie się rozwijać, liczba jego zmarłych użytkowników zrówna się z liczbą żyjących (dziś wciąż znacznie większą) około 2065 r., a ok. 2100 r. obecne proporcje się odwrócą - i ustabilizują.
Jeśli natomiast portal nadal będzie kwitł, liczba zmarłych użytkowników zrówna się z liczbą żyjących dopiero ok. 2130 - tyle że potem nadal będzie rosła.
Transfer cennych danych trwa już od dawna - i przyspiesza. Portal 1000memories.com oszacował, jaka część informacji o nas istnieje tylko w sieci: w przypadku 65-latków to tylko 12 proc., ale 45-latkowie zdeponowali w internecie już 56 proc. informacji o sobie, 25-latkowie - 72 proc., a nastolatki - 86 proc.
Fortuna czeka i wiedzą o tym nie tylko w Facebooku. Zarobić chcą także m.in. ci z Legacy Organisera, aplikacji na iPhone'a, która pozwala rejestrować preferencje użytkownika dotyczące jego pogrzebu (muzyka, zdjęcia, zawiadomienia, kondolencje), czy ci z The Voice Library, biblioteki głosów zmarłych ludzi.
Ale nowa rewolucja ma też swoich radykałów, burzycieli starego porządku w imię zasad, pionierów-bluźnierców zdolnych zapuszczać się w zaświaty.
''Kiedy twoje serce przestanie bić, ty nadal będziesz tweetował. Witaj w swoim społecznościowym życiu pozagrobowym'' - obiecuje slogan LivesOn, internetowej aplikacji, która analizuje składnię i słownictwo dotychczas napisanych przez ciebie tweetów i tworzy nowe. Brzmią tak, jakbyś był ich autorem.
Konto na DeadSocial robi podobne rzeczy z wiadomościami np. na Facebooku, dorzucając do tekstu filmy i zdjęcia. ''Dlaczego mamy przestać tworzyć treści, gdy umrzemy?'' - pytał James Norris, założyciel DeadSocial, w rozmowie z dziennikarką ''Forbesa'' Kashmir Hill w maju 2012 r. ''Norris chce wprowadzić zombi do naszych portali społecznościowych'' - skomentowała to Hill.
Najwidoczniej nie wiedziała, że pierwsze takie straszydła pojawiły się w sieci już kilkanaście miesięcy wcześniej. W 2010 r. programiści z Alabamy stworzyli internetowy serwis Virtual Eternity zdolny kreować ''inteligentne awatary'' ludzi, które będą żyły po śmierci swych pierwowzorów. Taki awatar - zapewniali - wygląda jak ty, mówi jak ty, niemal myśli jak ty. Sam uczysz go wszystkiego, wypełniając odpowiednie formularze i przechodząc test, dając mu własny wygląd (zdjęcia) i głos (nagrania). Ponieważ jednak awatary nie wyglądały, nie mówiły i nie myślały ''jak ty'', projekt zakończył się na wersji beta i korzystają dziś z niego tylko niektóre amerykańskie muzea chcące ''ożywiać'' postacie historyczne.
Cóż z tego, skoro machina już ruszyła?
''Kiedy Facebook ogłosił, że mógłby wskrzeszać zmarłych, świat się uśmiał. Ale Facebook był śmiertelnie poważny. Jego ludzie powiedzieli, że technologia już jest, trzeba tylko dopracować detale. Zrobili kopię każdego cyfrowego śladu, który pozostawiłeś. Każdego maila z twojego archiwum, każdego zdjęcia i filmu, który zrobiłeś lub w którym się pojawiłeś, każdej strony w sieci, którą odwiedziłeś, każdego twojego naciśnięcia klawisza. Historii miejsc, w których byłeś, aktywności w sieciach społecznościowych - wszystkiego, co nawarstwiało się w ciągu dziesięcioleci. Na tej podstawie z petabajtów i eksabajtów danych Facebook zbudował model, który mógłby przybliżyć sposób, w jaki się zachowujesz'' - snuje swój mroczny eksperyment myślowy Tom Scott, ekspert od nowych technologii (www.tomscott.com/dead/).
Scott zapowiada nadejście dnia, w którym twoi przyjaciele czy krewni nadal będą wysyłać do ciebie wiadomości - choć ciebie wśród żywych już nie będzie. Będą cię prosić o radę, opowiadać o tym, co u nich słychać, a po godzinie lub dwóch twój cyfrowy model wyśle odpowiedzi nie do odróżnienia od tych, których udzieliłbyś sam.
To będzie wyglądało tak, jakbyś był na innym kontynencie i miał dostęp tylko do e-maila. I tylko od czasu do czasu firma, która umożliwi wam te pogaduszki zza grobu, w jakimś momencie konwersacji pozwoli sobie na ulokowanie produktu.
To Facebook i podobne mu forsterowskie maszyny będą się śmiać ostatnie, albowiem już zawsze będziemy je karmić tym, czego nie jesteśmy w stanie się wyzbyć: potrzebą bliskości, nadziei, złudzeniami.
Materiał promocyjny