Każdy ma swoją Hiroszimę. Jacek Szczerba o bombie atomowej w filmie
Z każdym błyskiem oślepiająco białego światła nad pustynią stanu Nevada, gdzie od początku lat 50. Amerykanie przeprowadzali testy nuklearne, rosło zainteresowanie bombą atomową.
Przeżywające rozkwit za sprawą legalizacji hazardu Las Vegas zyskiwało nowy atut turystyczny - atrakcyjne położenie geograficzne. Miasto leżało zaledwie 105 km na południowy wschód od strefy testów nuklearnych.
Pokoje hotelowe z "widokiem na chmury radioaktywne" osiągały w Las Vegas zawrotne ceny, a ci, którzy nie mieli szczęścia ich wynająć, mogli wejść na dach baru u Stelli i Joego Sobchików czy do Atomic Liquors i z drinkiem w dłoni obserwować eksplozje. - Wybuchy atomowe były wielkimi widowiskami, podczas których noc zamieniała się w dzień - mówi Allen Palmer, jeden z szefów National Atomic Testing Museum w Las Vegas.
Żeby obejrzeć to zjawisko, do stolicy amerykańskiego hazardu zjeżdżały tłumy turystów, których wspierała Izba Handlowa, publikując kalendarze z dokładnymi datami kolejnych eksplozji i miejscami, z których będzie najlepszy widok.
Jeśli coś miało być modne i na czasie, to musiało być atomowe. W barach pito drinki o nazwach: F-Bomb, Atomic Energy Drink, Fireball Cinammon Whisky. Kasyna, jak Binion's Horseshoe i Desert Inn, organizowały Dawn Bomb Parties, na których goście bawili się do pierwszego rozbłysku na niebie, a z głośników rozbrzmiewały przeboje w rodzaju "Atomic Power" duetu Buchanan Brothers specjalizującego się w muzyce country. Słowo "atom" w całych Stanach stało się synonimem nowoczesności, elegancji i szyku.
Śmiertelnie niebezpieczna broń masowego rażenia i związane z nią symbole błyskawicznie wdzierały się do sztuki, literatury, muzyki, religii i życia codziennego. Amerykańska kultura popularna i przemysł rozrywkowy zaadaptowały bombę atomową tak jak Myszkę Miki.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny