Budżety niektórych zdążyły przeskoczyć koszty hollywoodzkich blockbusterów. W wypuszczone tej jesieni "Destiny" władowano, bagatela, pół miliarda dolarów.
Przygotowując niniejszy ranking, przyjąłem kryterium fajności. Gra powinna być ekscytująca, niezależnie od tego, o co w niej chodzi, jakie tematy porusza. Wybrałem dla was gry wyraziste, ale o niskim progu wejścia. Takie, by ktoś niedoświadczony mógł od razu rozpocząć przygodę.
W konsekwencji musiałem pominąć najlepszą grę, jaka moim zdaniem kiedykolwiek powstała. "Dark Souls" to fascynująca przygoda warta każdej poświęconej jej chwili. Jednocześnie cieszy się zasłużoną opinią najtrudniejszej gry siódmej generacji konsol. Połamała mi duszę, tak samo jak nadgarstki. Po zapoznaniu się z tytułami, które tutaj sugeruję (lub tymi, które podsuną wam wasze własne dzieci), warto sięgnąć właśnie po "Dark Souls". Gra oferuje emocje, których próżno szukać gdzie indziej.
Ranking skierowany jest do tych, którzy kupili dziecku konsolę i też chcą się zabawić. Oraz do tych, którzy mają już dzieci odchowane i pragną wrócić do lat 80. czy 90., kiedy grali na pierwszych pecetach w "Wolfensteina" lub przeprowadzali lemingi na drugą stronę planszy. I do jeszcze starszych, którzy odwiedzali tzw. salony gier, aby torpedować statki, strącać jęczące czarownice, pędzić po autostradzie holograficznym resorakiem.
Gry wideo stały się pełnoprawną częścią kultury.
Postacie, takie jak Marcus Fenix, Kratos czy Desmond Miles z serii "Assassin's Creed", cieszą się rozpoznawalnością na miarę Dartha Vadera czy Indiany Jonesa. Budżety niektórych gier zdążyły zresztą przeskoczyć koszty hollywoodzkich blockbusterów. W wypuszczone tej jesieni "Destiny" władowano, bagatela, pół miliarda dolarów. Równolegle rozwija się rynek gier niezależnych otwarty na głębsze treści. Wreszcie gry wideo przestały być rozrywką dla dzieci. Przeciwnie, ogromną grupę graczy stanowią ludzie po trzydziestce lub starsi. Wychowani na automatach, atarynkach, amigach i pierwszych pecetach szukają w grach młodzieńczej radości. Jak relaksuje się Frank Underwood z "House of Cards"?
Ciśnie na konsoli. Mimo tego rozrostu gry wciąż nie cieszą się estymą. Są uważane za rozrywkę niższego rzędu, coś, co ogłupia, a nawet szkodzi ze względu na obecność przemocy. Owszem, większość gier jest infantylna, podobnie jak się to ma w wypadku książek, filmów czy przedstawień teatralnych. Przemoc zaszkodzi dziecku, lecz raczej nie zdeprawuje dorosłego. Kilka lat temu wyrażałem naiwną pewność, że gry dostąpią błyskawicznego awansu, że dokona się skok jakościowy. Do tego nie doszło. Jako umiarkowanemu optymiście nasuwa się analogia z kinem. Jeszcze 80 lat temu (a nawet później) filmy uważano za rozrywkę niską, plebejską, dokładnie jak gry teraz. A jednak zdarzył się Charles Chaplin i Buster Keaton, nakręcono "Obywatela Kane'a" i "Czas Apokalipsy". Wciąż odnoszę wrażenie, że z grami będzie podobnie.
We wtorek w "Wyborczej" przedstawiamy miejsca od 7 do 4
W środę pierwsza trójka - Journey. Pielgrzymować godzi się w milczeniu
W co warto zagrać? Napisz do nas na listy@wyborcza.pl. Podyskutuj na Facebooku: facebook.com/wyborcza
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny