Ta ustawa ma chronić nas wszystkich, a mało kto poza prawnikami jest w stanie ją zrozumieć. Miała wyrównać nierówne szale w starciu ze sklepem, a w niektórych przypadkach będzie gorzej, niż było

Nowe przepisy o ochronie praw konsumenta mają słodko-gorzki smak. Owszem, dzięki nim klient będzie mógł się poczuć jak Janosik w batmobilu albo, jak kto woli, będzie bohaterem w swoim sklepie. Przynajmniej czasami.

* Jakie zmiany przy zakupach przez internet?

* Z czym może być problem?

Z reklamacją. Teraz będzie ona przypominać momentami turową grę strategiczną. Przykład? Jeśli towar jest fajansem, który psuje się od samego ruchu powietrza wokół niego, kupujący może złożyć oświadczenie o obniżeniu ceny albo odstąpieniu od umowy. Ale sprzedawca może się na to niezgodzić, proponując, że wymieni rzecz wadliwą na wolną od wad albo wadę usunie.

Tutaj konsument może znów zaprotestować i żądać "zamiast zaproponowanego przez sprzedawcę usunięcia wady wymiany rzeczy na wolną od wad albo zamiast wymiany rzeczy usunięcia wady". Koniec? Nie!

Z obniżaniem ceny, jeśli towar ma wady.

Ze zwrotem towaru do sklepu. Nowe prawo wprowadza rewolucyjne zapisy, gdy klient chce zwrócić kupiony i używany towar do sklepu (kupiony przez internet lub np. u akwizytora).

Brzmi to tak: "Konsument ponosi odpowiedzialność za zmniejszenie wartości rzeczy będącej wynikiem korzystania z niej w sposób wykraczający poza konieczny do stwierdzenia charakteru, cech i funkcjonowania rzeczy".

Problem w tym, że... nie wiadomo, co to znaczy. Sklep będzie mógł się domagać od konsumenta pieniędzy za użytkowanie towaru. Pytanie brzmi: jak i przez kogo będzie wyliczany koszt zużycia zwracanego towaru oraz jak będą wyglądały te spory?

Przy e-mailach.

Nowe prawo wejdzie w życie od początku przyszłego roku. Można się spodziewać, ze szybko będzie nowelizowane.

O wszystkich zmianach dowiecie się z sobotniej "Gazety Wyborczej"