Tomasz Karolak: - Zdecydowałem się pomóc porządnemu człowiekowi. Pomóc to złe słowo, zdaję sobie sprawę, że mam tylu fanów, ilu wrogów. Jedni uważają mnie za dyrektora teatru, który próbuje coś zdziałać, inni za serialową mordę ohydną i tłustą.
Tomek Grodzki z Platformy, w którego kampanii brałem udział, to wybitny lekarz, transplantolog płuc. Lubię, kiedy do polityki wchodzą nie politycy, tylko specjaliści. Niestety, nie wszedł do PE.
W zachodnich demokracjach czy w Stanach jest normą, że ludzie z show-biznesu opowiadają się za jakąś opcją polityczną. Nie rozumiem, dlaczego miałbym tego nie robić. W moim środowisku istnieje przekonanie, że lepiej się nie mieszać, bo przyjdzie opcja przeciwna i się zemści. No to najwyżej zamknę teatr. Albo będę robił teatr jeszcze bardziej polityczny, w kontrze do władzy.
- No i od początku jest przy mnie Mikołaj Grabowski, który na szczęście przestał być dyrektorem Starego Teatru, złapał nową energię i z Iwoną Bielską zamieszkał w Warszawie, a ostatnio zrobił m.in. kontrowersyjną "Operetkę" Gombrowicza.
- Oczywiście, jestem jego wychowankiem, studentem, nauczył mnie wielu rzeczy, także w myśleniu o teatrze. Wiesz, ja nie mam nic przeciwko rozrywce...
- Czasem na przedstawienia dotyczące najnowszej historii, myślę m.in. o "Dziennikach" Gombrowicza czy "Generale" z Markiem Kalitą w roli gen. Jaruzelskiego - zapraszałem go nawet na spektakl, nie przyszedł, Monikę Jaruzelską też, ale była obrażona na dramat, w którym, jak twierdzi, są fragmenty obsceniczne. Nie zaufała nam jako twórcom teatralnym, a nie robiliśmy tego przedstawienia, żeby generała o coś oskarżać. Do Imki przychodzą głównie politycy Platformy i SLD. PiS raczej stroni od kultury.
- Nic. Powiem więcej: po kampanii wyborczej wygranej przez prezydenta Komorowskiego dostałem pytanie z PO: co ty byś chciał do tego swojego teatru? Powiedziałem, że klimatyzację, bo latem jest tak gorąco, że przerywamy przedstawienia i rozdajemy wodę, tak było np. podczas grania "Sprzedawców gumek". Odpowiedziano, że nie ma problemu. Nigdy się tej klimatyzacji nie doczekałem, także dlatego, że od 50 lat nie sposób ustalić, kto jest właścicielem budynku. Czekałem, czekałem, aż ją sam, z pomocą sponsora, założyłem.
- Ale wierzę w Jezusa, tylko chciałbym wiedzieć, jaki był bez Kościoła instytucjonalnego. Dla mnie ważna jest Ewangelia Judasza, upubliczniony osiem lat temu apokryf, który mówi, że właściwie Chrystus odegrał pewną rolę, to był teatr.
Skoro nikt mnie nie słucha albo maleją szeregi moich słuchaczy, to muszę zrobić coś, żeby zwrócono na mnie uwagę. Co robię? Wypełniam przepowiednię Izajasza. No tak, ale ona kończy się śmiercią. I tu jest to, za co podziwiam Chrystusa - godzi się na śmierć. Wcześniej rozdaje swoim uczniom role, w tym Judaszowi, który nie zdradza, tylko wydaje Jezusa na jego własną prośbę. Czyli to wszystko było trochę udawane.
- To śmierć, na razie bez twarzy. Wytatuowałem ją ze strachu przed nią. Żeby się oswoić. Na drugim ramieniu mam krzyż, który łączy różne żywioły: ogień, ziemię, wodę i powietrze. To mi daje otwartość na to, co się dzieje. A tu jest Sigillum Militum Christi, pieczęć bojowników Chrystusa, czyli templariuszy - dwóch rycerzy na jednym koniu. Nie chodzi o "europedałów", tylko o braterstwo.
Templariusze, jak katarzy, uważali, że Chrystus poślubił Marię Magdalenę i miał z nią dzieci. Gdyby w naszych czasach istniał, uznany za heretycki, Kościół katarski, może i bym do niego przystąpił. Wierzyli w dychotomię świata, że ten tutaj, w tym Kościół katolicki, jest rządzony przez złe siły, a tylko świat duchowy jest światem boskim.
- Moje nazwisko nie bardzo pasuje do tego pierwszego członu. Prędzej farmer Karolak albo obszarnik. Ewentualnie pastuch.
Wywiad przeczytacie w jutrzejszym "Magazynie Świątecznym" w "Gazecie Wyborczej"
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny