Tu mam wydziaraną śmierć, a tu różę. W moim teatrze też jest trochę modlitwy i trochę serialu, chodzę w T-shircie, ale mogę i w garniturze. To kipiel

Rozmowa z Tomaszem Karolakiem*, aktorem, założycielem i dyrektorem Teatru Imka

Donata Subbotko: W kampanii do Parlamentu Europejskiego po raz kolejny opowiedziałeś się politycznie. Po co ci to?

Tomasz Karolak: - Zdecydowałem się pomóc porządnemu człowiekowi. Pomóc to złe słowo, zdaję sobie sprawę, że mam tylu fanów, ilu wrogów. Jedni uważają mnie za dyrektora teatru, który próbuje coś zdziałać, inni za serialową mordę ohydną i tłustą.

Tomek Grodzki z Platformy, w którego kampanii brałem udział, to wybitny lekarz, transplantolog płuc. Lubię, kiedy do polityki wchodzą nie politycy, tylko specjaliści. Niestety, nie wszedł do PE.

W zachodnich demokracjach czy w Stanach jest normą, że ludzie z show-biznesu opowiadają się za jakąś opcją polityczną. Nie rozumiem, dlaczego miałbym tego nie robić. W moim środowisku istnieje przekonanie, że lepiej się nie mieszać, bo przyjdzie opcja przeciwna i się zemści. No to najwyżej zamknę teatr. Albo będę robił teatr jeszcze bardziej polityczny, w kontrze do władzy.

IMKA mocno się rozwija, na mapie stolicy zajęła miejsce odmienionego ostatnio Teatru Dramatycznego. Od niedawna pracują dla ciebie Strzępka i Demirski, teraz premierę miał spektakl na podstawie prozy Jelinek "Cienie. Eurydyka mówi" Mai Kleczewskiej z udziałem Katarzyny Nosowskiej. Można było zobaczyć nawet Krystiana Lupę...

- No i od początku jest przy mnie Mikołaj Grabowski, który na szczęście przestał być dyrektorem Starego Teatru, złapał nową energię i z Iwoną Bielską zamieszkał w Warszawie, a ostatnio zrobił m.in. kontrowersyjną "Operetkę" Gombrowicza.

Oddajesz mu tę energię, którą kiedyś dostałeś.

- Oczywiście, jestem jego wychowankiem, studentem, nauczył mnie wielu rzeczy, także w myśleniu o teatrze. Wiesz, ja nie mam nic przeciwko rozrywce...

Politycy wpadają do ciebie do teatru?

- Czasem na przedstawienia dotyczące najnowszej historii, myślę m.in. o "Dziennikach" Gombrowicza czy "Generale" z Markiem Kalitą w roli gen. Jaruzelskiego - zapraszałem go nawet na spektakl, nie przyszedł, Monikę Jaruzelską też, ale była obrażona na dramat, w którym, jak twierdzi, są fragmenty obsceniczne. Nie zaufała nam jako twórcom teatralnym, a nie robiliśmy tego przedstawienia, żeby generała o coś oskarżać. Do Imki przychodzą głównie politycy Platformy i SLD. PiS raczej stroni od kultury.

Polska jest krajem hejterów, na pewno spotykasz się z zarzutami, że twoje poparcie dla PO nie jest bezinteresowne. Co z tego masz?

- Nic. Powiem więcej: po kampanii wyborczej wygranej przez prezydenta Komorowskiego dostałem pytanie z PO: co ty byś chciał do tego swojego teatru? Powiedziałem, że klimatyzację, bo latem jest tak gorąco, że przerywamy przedstawienia i rozdajemy wodę, tak było np. podczas grania "Sprzedawców gumek". Odpowiedziano, że nie ma problemu. Nigdy się tej klimatyzacji nie doczekałem, także dlatego, że od 50 lat nie sposób ustalić, kto jest właścicielem budynku. Czekałem, czekałem, aż ją sam, z pomocą sponsora, założyłem.

Nie wierzysz w Boga, tylko w człowieka?

- Ale wierzę w Jezusa, tylko chciałbym wiedzieć, jaki był bez Kościoła instytucjonalnego. Dla mnie ważna jest Ewangelia Judasza, upubliczniony osiem lat temu apokryf, który mówi, że właściwie Chrystus odegrał pewną rolę, to był teatr.

Skoro nikt mnie nie słucha albo maleją szeregi moich słuchaczy, to muszę zrobić coś, żeby zwrócono na mnie uwagę. Co robię? Wypełniam przepowiednię Izajasza. No tak, ale ona kończy się śmiercią. I tu jest to, za co podziwiam Chrystusa - godzi się na śmierć. Wcześniej rozdaje swoim uczniom role, w tym Judaszowi, który nie zdradza, tylko wydaje Jezusa na jego własną prośbę. Czyli to wszystko było trochę udawane.

Ta kobieta wytatuowana na twoim ramieniu to Maria Magdalena?

- To śmierć, na razie bez twarzy. Wytatuowałem ją ze strachu przed nią. Żeby się oswoić. Na drugim ramieniu mam krzyż, który łączy różne żywioły: ogień, ziemię, wodę i powietrze. To mi daje otwartość na to, co się dzieje. A tu jest Sigillum Militum Christi, pieczęć bojowników Chrystusa, czyli templariuszy - dwóch rycerzy na jednym koniu. Nie chodzi o "europedałów", tylko o braterstwo.

Templariusze, jak katarzy, uważali, że Chrystus poślubił Marię Magdalenę i miał z nią dzieci. Gdyby w naszych czasach istniał, uznany za heretycki, Kościół katarski, może i bym do niego przystąpił. Wierzyli w dychotomię świata, że ten tutaj, w tym Kościół katolicki, jest rządzony przez złe siły, a tylko świat duchowy jest światem boskim.

Ale dla nich ważne było ubóstwo i wstrzemięźliwość seksualna, a ty żyjesz jak książę Karolak!

- Moje nazwisko nie bardzo pasuje do tego pierwszego członu. Prędzej farmer Karolak albo obszarnik. Ewentualnie pastuch.

Wywiad przeczytacie w jutrzejszym "Magazynie Świątecznym" w "Gazecie Wyborczej"