Nowy cykl reporterski "Gazety Wyborczej" od poniedziałku.

Pętla tajnych służb zaczęła się zaciskać wokół doktora chemii Brunona Kwietnia w roku 2012. Funkcjonariusze ABW przeniknęli w szeregi jego konspiracji tak głęboko, że stali się jedynymi jej uczestnikami. Pomagali mu przygotować plan wysadzenia w powietrze Sejmu, ale też podsuwali inne pomysły. W sprawie o kryptonimie "Doktor" wielokrotnie zacierały się różnice pomiędzy tym, co chciał zrobić niedoszły terrorysta, a tym, do czego zainspirowali go agenci. W cyklu "Gazety" przedstawiamy historię największego spisku przeciwko państwu polskiemu, którego likwidacją chwalą się dziś służby. A może tylko historię prowokacji.

Wcześniej był Sylwester A.

Terroryzm polityczny jest w najnowszej historii Polski marginesem. Po 1989 roku najpoważniejszym przypadkiem była sprawa Sylwestra A. , który w 1996 r. podkładał w Krakowie ładunki trotylu bez zapalników. Jego motywacje były częściowo finansowe (żądał pół miliona marek niemieckich), a częściowo ideologiczne (większość ładunków podłożył w kościołach, a jego listy do władz pełne były nawiązań do antyklerykalnych tekstów tygodnika "Nie"). Antyreligijnymi motywami kierował się też Ryszard M. ps. "Mohan" z sekty Himawanti, który - również w 1996 - groził, że w okresie szczytu pielgrzymkowego dokona zamachu na Jasnej Górze. Jego groźby nie były poparte działaniami, ale i tak został skazany na 1,5 roku więzienia. W 2006 r. w Warszawie objawił się - do dziś niewykryty- terrorysta nazwany przez media "Gejobomberem". W kilkunastu miejscach podłożył atrapy bomb, paraliżując miasto. Z jego listu wynikało, że chce w ten sposób przeciwstawić się dyskryminacji gejów Polsce. Najpoważniejszy dotąd akt terroryzmu politycznego zdarzył się jesienią 2010 r. w Łodzi. 62-letni Ryszard Cyba, taksówkarz z Częstochowy, napadł na biuro PiS. Zastrzelił jego szefa Marka Rosiaka i ciężko ranił jednego z pracowników. Zatrzymany krzyczał, że chciał "zabić Kaczyńskiego". Sylwestra A., "Mohana", "Gejobombera" i Cybę łączy jedno: byli amatorami. Fachowcy od krwawej roboty na szczęście jeszcze u nas nie zadziałali. Mimo że Polska jest znaczącym uczestnikiem koalicji antyterrorystycznej, nie było aktów przemocy ze strony grup powiązanych z Al Kaidą. ABW wskazuje jednak, że jesteśmy dla nich potencjalnym celem i za każdym razem, gdy na świecie obserwowany jest wzrost aktywności tych ugrupowań, także w Polsce wprowadzany jest alarm. W opinii specjalistów brak prawdziwego zagrożenia terrorystycznego może wpływać demobilizująco na służby. Przykładem jest Norwegia, która okazała się bezsilna wobec Andreasa Breivika, który latem 2011 zabił 69 osób. Być może dlatego polskie służby tak poważnie podeszły do sprawy Brunona Kwietnia, który chciał wysadzić w powietrze Sejm z prezydentem i premierem.