Jak to możliwe, że zespół metalowy – a nawet thrashowy, bo ta, dość radykalna, odmiana metalu przeważa w dorobku grupy – stał się jedną z największych gwiazd w dziejach rocka? Mało tego, ten zespół od dekad utrzymuje pozycję na szczycie, mimo nagrywania płyt, które niewiele wnoszą do repertuaru samej Metalliki, a poza fandomem zupełnie przechodzą bez echa.
Odpowiedzi na to pytanie można udzielić na wiele sposobów, począwszy od analizy czasu i miejsca, w którym pojawiła się grupa, kończąc na nazwie, za pomocą której zawłaszczyli sobie całą kategorię, oraz kilku udanych sztuczkach marketingowych (nie oni pierwsi przechodzili kryzys po osiągnięciu sukcesu, ale nikt przed nimi nie nakręcił o tym tak świetnego dokumentu jak "Some Kind of Monster", który tylko umocnił pozycję zespołu).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
I właśnie Fade było pierwszą balladą, a nie One.
A ja lubię Battery
Jarek Szubrycht nie pierwszy raz mija się z prawdą. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron jego autobiografii odpuściłem.
Mijanie się z prawdą polega na tym, że lubi inne utwory niż ty?
Tu każdy, w tym podpisany może wymienić 90% zawartości Ride, Master i Justice... niby klasyka ale ..
Jakby to rzec... Slayerem to nigdy nie byli :)
Battery i Blackened to bardzo podobne kawałki otwierające płyty.
W kontekście danej płyty na pewno - energetyczne otwieracze
"Są w gronie największych, jak Sabbath, Zeppelin czy Queen."
Nie zgadzam się absolutnie.
A ja Welcome Home (Sanitarium).
tak!!
i oba się słucha :)
Dlatego nie jadę. Ja nigdy nie zapomnę koncertu na stadionie Gwardii w Warszawie, w 99 chyba. Skromny w oprawie, miażdżący muzycznie spektakl poprzedzony występem Mercyful Fate (!), Apocalypticą (!) i Slipknotem. Jak zaczynali "King Nothing" i cała płyta skakała w jeden rytm do intro tej piosenki czułem się jakbym złapał pana diabła za rogi.
Ale mam kumpli, którzy byli na koncercie w Spodku w 91. To musiała być jazda.
Natomiast słuchanie koncertów na narodowym to jak oglądanie narodowych mediów za czasów słusznie minionych.
Byłem, widziałem, potwierdzam! Gwardia, 1999r. Niezapomniane przeżycia!
w 91 to raczej z AC/DC i Queensryche w Chorzowie. Spodek potem w 1996 (ten widziałem). Wcześniej dwa koncerty w 1987, z supportem Kata.
Spodek to był w 87. W 91 grali w Chorzowie, byłem, słyszałem :)
Tam nie było Slipknota. Tam był Monster Magnet.
jechałem na Gwardię zaraz po zdaniu ostatniego egzaminu na maturze; dobre czasy
otóż to
Na tym koncercie w 1991 w Spodku był mój tato, krótko przed ożenkiem i pierworodną (niżej podpisaną) na świecie. Ja pierwszą Metallikę zaliczyłam w 2008 r. w Chorzowie (jeszcze na starym stadionie) - oglądaną z pierwszego rzędu pod samą sceną. Wspaniałe wspomnienie!
Narodowy nie nadaje się na koncerty - byłam na Stonesach, na Sheeranie, na Maidenach i nigdy więcej. Choć uczciwie muszę przyznać, że jeszcze gorzej było w zeszłym miesiącu w Dreźnie na AC/DC (Rinne). Za to super nagłośnienie jest w arenach w Łodzi i Krakowie - tam można jechać w ciemno.
Miało być "w 1991 w Chorzowie"!
No tak, faktycznie. Jak się nazywał ten Niemiec, który schował mi myszkę komputerową? Alzheimer? Byłem na Metallice ze 4 razy, gdzieś ten Slipknot widziałem.
I w Spodku! Polecam
Na Narodowym może dobrze brzmieć ale tylko jak jesteś blisko sceny (np. Golden Circle), takie są przynajmniej moje doświadczenia, dlatego na Metallicę idę ale z biletem na Snake Pit, zobaczymy :)
King Nothing to jeden z nielicznych dobrze skleconych numerów na Load, maks kilku.
W szoku jestem przy okazji, bo o Lulu kompletnie, całkowicie zapomniałem. Zresztą, chyba nie przesłuchałem nigdy w całości.
Tzn. Konfekcja, tak to nazywam.
tak byli zaszokowani sukcesem czarnego albumu że przez kilka lat nie wiedzieli co wydać - bo to musiało przecież być lepsze, tylko jak zrobić coś lepszego od czarnego? W końcu wydali, ale tak chyba trochę pod przymusem, bo kasa się kończyła, i to niestety nie było lepsze ani nawet porównywalne, zrobili dwie płyty czyli poszli w ilość zamiast w jakość
Chcieli być bardziej "alternatywni", bo heavy metal zaczynał być traktowany jako obciachowy przeżytek. Lars był zakochany w Oasis ( i koks)
Gdyby utrzymali poziom King Nothing czy Wasting My Hate, to Load nie byłby zły. Po prostu zabrakło im pomysłów na oryginalne, odrębne numery. Jeszcze Until it Sleeps czy Memory Remains jakoś szło zmęczyć, ale reszty już nie.
To faktycznie nie do końca tak, że ten "alterna" image ich pogrążył. Te gadki Vanessy (Headbangers Ball) z Kirkiem w pociągu o szacie graficznej i znaczeniu słowa Load... były całkiem zabawne i chciało się po to sięgnąć, kiedy to promowali, ale po prostu zabrakło im weny, żeby to sensownie dopalić, i wyszła kupa, a nie blood and semen.
A Creeping Death do ch...a Wacława?!
Racja. Ale wyłącznie ten jeden numer.
Dołożę jeszcze "Dirty window" (świetne wykonanie na żywo - jest szansa usłyszeć w ten weekend).
Pan Szubrycht zatrzymał się w historii zespołu jakieś 20 lat temu.
Kolejny raz w dniu dzisiejszym trafiam na lazy-dziennikarstwo w GW. Po wczorajszym proteście (płakaliście, że big tech cytuje Wasze treści bez opłacania się Wam) drażni mnie to wielokrotnie bardziej.
P.S.
Twój nickname, szanowny kolego - to coś w rodzaju rozwolnienia myślowego...?
Nie bardzo, takie brzęczenie. Nocny kochanek zagra to ot tak ;)
> Ja odkryłam Metalicę latem 1992
W 1992 to już był boys-band ;-)
Jak powszechnie wiadomo, prawdziwa Metallica skończyła się na Czarnej Płycie...
Powszechnie to wiadomo, że Metallica skończyła się na Kill'em All :D
w 92 najnowszą płytą był właśnie czarny album