Hiob Dylan: Najpierw był pseudonim, później były pieśni. Być może zaciążył na ich charakterze. Przyznaję, że sam nie jestem fanem takich zbitek, bo sugerują, że ktoś robi sobie jaja, że to nie może być poważne. I nie było, ale przyznaję, że im dłużej wcielam się w Hioba, tym bardziej poważnie go traktuję. Nie mierzę wysoko, nie zamierzam zawojować Opola, Sopotu czy anteny Eski, ale coraz bardziej mi zależy, sprawia mi to coraz większą frajdę.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Ani "bard", ani "dziennikarz" nie czytali.
Przesłuchałem całą "Muzykę krajową". Ten album jest dla mnie w odbiorze podobnie nierówny, jak wytknięta wyżej orientacja wykonawcy w tzw. "przestrzeni intertekstualnej". Ta ostatnia nie jest jakimś warunkiem, bez którego nie urodzi się coś fajnego (poza tym niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie przegapił cytatu w napisie na murze), ale jednak mam wrażenie, że wczesny Maciek Maleńczuk miał tej orientacji w ch... i jeszcze trochę więcej, a wcale z dużego miasta nie pochodzi, a przeprowadził się do takiego. Przynajmniej na tyle, że udało mu się nie dać po sobie poznać, że coś przegapił. Od "Viribus Unitis" przez "Cały ten seks" po Psychopop i... w dużej części Wolność Słowa. Niemniej jednak jakieś przebłyski Hiob miewa i wcale niekoniecznie w songu o Tadku i Zdzichu, co jadą szereg zer zrobić i trawę zieleńszą w worku ze skunem znajdują, chociaż jestem w stanie sobie akurat wyobrazić, jak przypadkiem trafiają na hermetyczną polską imprezę, gdzie zamiast Boysów leci jakiś Brain Damage (np. album Always greener...) i podają faję.
to taka konstrukcja, która oznacza: "nie szanuję wioskowych głupków i parafialnych ćwoków... sprzedawanie Polski bandziorom nie może pozostać bezkarne".
Sama myśl wyrażona w postaci rzeczonego zwięzłego zdania, czy to u Bursy, czy na murze, to wątek popularny nie tylko w sensie krajowym, ale i globalnym. Tylko akurat bardziej mi do Cale'a z Reedem pasuje niż do Dylana (okej, okej, nie fiksujmy się na pseudonimie), bo weźmy na przykład takie coś:
I hate being odd in a small town
If they stare let them stare in New York City
At this pink eyed painting albino
How far can my fantasy go?
To przecież z łatwością można przerobić na świętokrzyską udrękę (podkarpacka ostatnio zbyt oklepana) i... powiedzmy, ulgę w dużym mieście polskim.
There's only one good thing about small town
You know that you want to get out
Mam w dupie forumowych erudytów
Makłowicz jest najlepszy.
Ale masz jakiś w miarę realistyczny pomysł co z nimi zrobić? Bo to połowa społeczeństwa.
"Przyjaciół nikt nie będzie mi wybieral
Wrogów poszukam sobie sam
Dlaczego ku... mać bez przerwy
Poucza ktoś w co wierzyć mam".
xxx
Z powyzszego tekstu wynikaja dwie nauki:
1. Kazdy z nas sam decyduje, z kim sie napije wodki. Albo i nie.
2. NIE ufam ludziom wybierajacym PIS i dude. NIE wypije wiec z nimi, a juz na pewno nie kupilbym u nich zadnego oregano. Mogloby sie bowiem okazac, ze po pijaku mnie zatluka i okradna, a w oregano samo oregano.
Przestancie nas pouczac.