- Takie nagrody jak Sanki są najważniejsze dla młodych twórców, bo przyznawane są przez dziennikarzy muzycznych i ekspertów. Kiedy otrzymałam Sanki, poczułam się bardzo doceniona - mówi Rosalie., ubiegłoroczna zwyciężczyni naszego plebiscytu.
„Polska księżniczka r'n'b" rzeczywiście okazała się najbardziej spektakularną debiutantką 2018 - jej pierwszy w karierze album „Flashback" znalazł się wysoko w podsumowaniach roku. - Zagraliśmy ponad 70 koncertów, graliśmy w miastach, które witały nas kompletem publiczności. 2018 był rokiem, w którym spełniałam swoje największe marzenia.
Trudno rzecz jasna zmierzyć, w jakim stopniu Sanki pomogły Rosalie. w odniesieniu tego sukcesu. Jej wygrana świadczy natomiast o tym, że nasi eksperci trafnie wskazali tego spośród dziesiątek i setek wykonawców, o którym za chwilę będzie głośno. Nie pomylili się także w przypadku pozostałych laureatek - bo to był także rok MIN t (miejsce 2.) oraz Poli Rise (miejsce 3.) Kto w 2019 r. pójdzie w ich ślady?
Pomysłodawcą plebiscytu, który wskazywałby przyszłe gwiazdy polskiej sceny, był Robert Sankowski, wieloletni dziennikarz muzyczny „Wyborczej", zakręcony na punkcie wyszukiwania i wspierania ciekawych debiutantów. Jego marzeniem było zorganizowanie polskiego odpowiednika prestiżowego plebiscytu BBC Sound Of, w którym brytyjscy fachowcy od muzyki wskazują młode wilki i młode wilczyce tamtejszej sceny.
Robert odszedł od nas w 2017 r. Kilka miesięcy później postanowiliśmy wcielić jego ideę w życie.
Do współpracy zaprosiliśmy dziennikarzy, agentów i promotorów koncertowych, przedstawicieli festiwali i klubów (zarówno w zeszłym, jak i w tym roku odpowiedziało nam 70 z nich). Poprosiliśmy ich o wytypowanie artystów (każdy zgłaszał trójkę), którzy mają szansę zmienić polską scenę.
Nie miały znaczenia wiek artysty ani gatunek muzyczny. Niechętnie patrzyliśmy na nowe projekty znanych wcześniej muzyków, za to braliśmy pod uwagę tych, którzy prezentują własny, oryginalny repertuar. Nie przeszkadzały nam płyty wydane przed 2019 r., o ile nie poszedł za nimi sukces komercyjny, ani występy w talent show (o ile nie mieliśmy do czynienia z finalistami).
Tak oto powstała dziesiątka finalistów: Hania Rani, Julian Uhu, Koza, Kwiat Jabłoni, Kwiaty, Schafter, Szklane Oczy, Szymonmówi, Tuzza i Ugla. Spośród nich troje laureatów wybrali dziennikarze muzyczni „Wyborczej": Przemysław Gulda, Łukasz Kamiński, Tomasz Kowalewicz, Małgorzata Muraszko, Karol Sakosik, Jędrzej Słodkowski, Jarek Szubrycht i Joanna Wróżyńska.
Zdobywcę miejsca 3. ogłosimy w czwartek, miejsca 2. - w piątek, a zwycięzcę - w sobotę.
Nie trzeba być prorokiem, by wiedzieć, że ten rok będzie należał do Hani Rani. Zachwycała nas zresztą już w 2018 r. jako połowa duetu Tęskno. Nagrany wspólnie z Joanną Longić album „Mi" znalazł się na 4. miejscu w rankingu najlepszych polskich płyt 2018 r. „Wyborczej" i przyniósł autorkom nominację do Fryderyka w kategorii debiut roku. Jeszcze wcześniej, w 2015 r., ukazała się „Biała flaga", wspólny album Hani z Dobrawą Czocher zawierający kompozycje Grzegorza Ciechowskiego rozpisane na fortepian i wiolonczelę.
Pianistka dzieli swój czas pomiędzy Berlin i Warszawę, a do listy przewag może dopisać udaną współpracę z m.in. Christianem Löfflerem (projekt „Nest"), zespołem Kamp! i Misią Furtak, a także koncerty w całej Europie, od Finlandii po Portugalię, od Islandii po Turcję.
Już w kwietniu premiera debiutanckiego solowego albumu Hani Rani pt. „Esja". Nagrywała go w Reykjaviku, Warszawie i Amsterdamie. Płyta ukaże się z nalepką niezależnej brytyjskiej wytwórni Gondwana Records (m.in. Portico Quartet i GoGo Penguin).
Wystarczył jeden utwór – o nocnym spotkaniu z nią, które jest podmiotowi lirycznemu bardzo potrzebne, ale niełatwo do niego doprowadzić – opatrzony znakomitym, klimatycznym teledyskiem autorstwa Andrzeja Stepouoisa (nagroda za debiut na PL Music Video Awards), by Julian Uhu znalazł się w tym zestawieniu. Nie jesteśmy w swojej ocenie odosobnieni. „Aha" to jedyna polska piosenka, która trafiła na listę 50 najlepszych utworów 2018 r. portalu Soulbowl.pl. Doceniono ją za to, że ma „dużo wspólnego zarówno z korzeniami gatunku, jak i klimatem modnych warszawskich miejsc".
Sam wokalista określa swoją muzykę mianem miejskiego soulu domowej roboty, „utopionego w dużej ilości pogłosów". Uzasadnione są porównania do The Weeknd czy King Krule’a. Łatwo wytłumaczyć również zachwyt tych, którzy nominowali 23-letniego Juliana Uhu do Sanek – takiej muzyki nikt w Polsce jeszcze nie robił, a już na pewno nie na porównywalnym poziomie.
Jesienią 2018 r. miała być debiutancka płyta, ale nadal na nią czekamy. Liczymy na to, że w 2019 r. wreszcie się pojawi.
Koza to niezły kozak. Raper z Raszyna, który potrafi być i zabawny („Twoje włosy pachną jak beton, kiedy mnie kopali/ Chcę z tobą zjeść tysiąc kotletów w taniej jadłodajni/ Chcę z tobą zwiedzić Mokotów, a nie Abu Zabi"), i przerażający („De Profundis" to apokaliptyczna wizja, w której „wszystko wchłonie pożar"), ale zawsze jest błyskotliwy.
Urodził się w 2000 r., dwa lata temu zwrócił na siebie uwagę utworem „Kazali mi to nagrać", a dziś zapowiada debiutancki album z nalepką Lekter Records. „Mystery Dungeon" ukaże się w połowie kwietnia, a promowany jest przez wydawcę tym uroczym opisem: „Najbardziej po***ana płyta w historii naszej wytwórni. Kupujesz na własną odpowiedzialność". Wystarczy rzut oka na spis utworów – m.in. „Lęki moich przyjaciół noszę w torebkach z gazą", „Dziecko żelbetonowej puszczy mantruje na dworcu rezonansu" i „RZYGANIE KRWIĄ NA KWASIE" (pisownia oryginalna) – by powziąć podejrzenia, że jest w tym ziarno prawdy.
Tu właściwie wszystko jest już jasne. O sukcesie Kwiatu Jabłoni nie wypada mówić w czasie przyszłym, nie trzeba gdybać, bo 5 mln odsłon klipu „Dziś późno pójdę spać" w serwisie YouTube oraz udany debiut płytowy („Niemożliwe") to fakty, z którymi się nie dyskutuje.
Kasia Sienkiewicz i jej brat Jacek wyprowadzili Kwiat Jabłoni z folkrockowej grupy Hollow Quartet, by w nieco bardziej oszczędnej formule wpuścić nieco świeżego powietrza do Krainy Łagodności. To muzyka, która może łączyć pokolenia – seniorów, których wzruszały piosenki Naszej Basi Kochanej, i młodzież, która jeździ po mieście na rowerze z Paulą i Karolem w słuchawkach.
Kasia gra na fortepianie i śpiewa, Jacek również pełni funkcję wokalisty, gra na mandolinie i obsługuje elektronikę, ale z wyczuciem i umiarem. Oboje układają melodie i piszą teksty. Melancholijne, zarazem pełne pogody ducha, dające nadzieję – i to jest chyba największy atut „Niemożliwego".
„Jesteś jak koniec wakacji, a ja muszę się wyszaleć" – z jednej strony sentymentalny obrazek, bo koniec wakacji to wspaniały czas, w który zaszyte są smutek, świadomość przemijania. Z drugiej – zapowiedź zabawy. W tej linijce zawiera się pełnia emocji proponowanych przez kwartet Kwiaty.
Muzyka zespołu nawiązuje do brzmień lat 90., garażowego rocka z Ameryki, ale i shoegazowych hałasów, a więc słodkich melodii zespojonych z hałaśliwymi gitarami. Jest tu miejsce i na wybuch punkowej złości, i na pełną luzu, rozmarzoną niedbałość, która rzadko pojawia się w polskiej muzyce gitarowej.
Zespół powstał w 2016 r. w Gdańsku, w jego skład wchodzą Maja Andrzejewska (śpiew, teksty), Kajetan Krzemieniewski (gitara), Wojciech Chroboczyński (gitara basowa) i Jacek Frąś (perkusja). Fonograficzny debiut grupy to samodzielnie wydany na początku tego roku album „Kwiaty". Jednoznacznie wynika z niego, że już zaczął się okres kwitnienia, ale wszystkich barw, wszystkich możliwości zespołu jeszcze nie poznaliśmy.
„Jako jedyny robię folklor" – twierdzi Schafter w utworze otwierającym debiutancki, przygotowany samodzielnie minialbum „hors d'oeuvre". Jeśli przyjąć, że miał na myśli pewną osobność, oryginalność i zarazem świadomość korzeni, to można mu przytaknąć. Śląski raper jest co prawda przedstawicielem nowej szkoły, ze wszystkimi tego konsekwencjami w dźwiękach i tekstach, ale w jego twórczości pobrzmiewa nuta nostalgii, pojawiają się odwołania do kolektywnych wspomnień, które dla ledwie wchodzącego w dorosłość artysty powinny być niedostępne (rozumiem Daft Punk, ale „Billie Jean"? Jamiroquai? „Trainspotting"?).
Jakość i unikalność spojrzenia Schaftera docenił Otsochodzi, zapraszając go w gości na album „Miłość", a jedna z najważniejszych polskich wytwórni hiphopowych, czyli Asfalt, wydała fizyczną wersję „hors d'oeuvre" zremasterowaną przez Eproma. Nieźle jak na rapera, który po raz pierwszy włączył mikrofon w połowie 2017 r.
Kobiece trio z Chorzowa, w skład którego wchodzą Anna Grąbczewska (śpiew, gitara), Agnieszka Noga (bas, śpiew) i Aleksandra Noga (perkusja, śpiew). Przedstawiają się tak: „Jesteśmy trzema dziewczynami grającymi rocka, rocka progresywnego, alternatywę. Inspiruje nas przede wszystkim poezja romantyczna i polski punk".
Jeśli kogoś zaskakuje lub bawi to spiętrzenie teoretycznie sprzecznych określeń, odsyłam do muzyki Szklanych Oczu, która taka właśnie jest – pełna kontrastów, chwilami nawet bałaganiarska, ale pełna energii i prawdy. Atutem są również teksty, balansujące pomiędzy naiwnością a ironią („Po policzku pociekła mi łza/ jak ja dawno nie płakałam/ ostatnio wtedy ktoś umarł/ lub zemdlał (…) a może jestem jak Ronaldo/ płaczę, bo przegrałem z Grecją").
Puchnie lista konkursów, na których Szklane Oczy zdobywają nagrody i wyróżnienia – od lokalnego Dzielnica Brzmi Dobrze po Trójkowy Start Na Granie – oraz planów koncertowych tria. Wybierają się m.in. na tegoroczny Spring Break.
Szymon Żurawski pochodzi z Bydgoszczy, mieszka w Warszawie, pisze sobie piosenki z tekstami i przekonująco je wykonuje z towarzyszeniem zgranego zespołu. Raz usłyszycie jego niesamowity, wysoki głos, i zapamiętacie na zawsze.
Dobrze zapowiada się od dobrych paru lat – piosenka „Negatywka (Mechaniczna pomarańcza"), którą zwrócił na siebie uwagę, to rok 2016, a udana epka „Coś się zepsuło" pochodzi z 2017 r. Wierzymy, że właśnie teraz dojdzie do przełomu, bo gotowy jest już debiutancki album Szymona. Jego zawartość to ponoć „najpiękniejsze piosenki o najgorszych rzeczach" i wszystko wskazuje na to, że nie są to czcze przechwałki.
Muzyka Szymonmówi oscyluje pomiędzy folkowym opowiadactwem i romantyczną stroną rocka. Dla nadwrażliwców rzecz obowiązkowa.
Ośmiornica w logo, nieprzypadkowe pseudonimy, włosko brzmiąca nazwa projektu i odpowiedni tytuł płyty: „Fino Alla Fine". Wszystko tu jest dobrze przemyślane i wszystko odległe od standardów rodzimej sceny hiphopowej. Polscy raperzy, którzy popijają chianti, wygrzewają się w toskańskim słońcu, a przez każdy problem płyną „jak przez Romę Tyber" – tego jeszcze nie było.
Benito i Ricci są z Warszawy, ale wzięli się również z amerykańskich filmów o włoskich gangsterach. „Fino Alla Fine", debiutancki album duetu, dystrybuowany przez Prosto, wyróżnia się na tle młodej polskiej sceny. Muzyczny świat Tuzzy to co prawda hiphopowy newschool, ale już narracja jest unikatowa – odwołuje się do świata specyficznej mafijnej etyki i estetyki (choć w tekstach gęsto i od innych popkulturowych tropów). Są w tym całe pokłady ironii, ale też metafor zaskakująco dobrze pasujących do polskiej codzienności.
Nazwa grupy w języku islandzkim oznacza sowę, a liderka zespołu, wokalistka i klarnecistka, autorka słów i muzyki, nazywa się Magdalena Sowul. Przypadek? Ponoć tak. Artystka twierdzi, że słowo to podpowiedziała jej postać ze snu, długie lata przed założeniem Ugli…
Wszystko jednak układa się w zaskakująco spójną całość, bo mamy do czynienia z muzyką nocy, klimatyczną i oniryczną, silną transem, nasyconą symboliką. Akustyczne instrumenty i etnicznie pobrzmiewające melodie poddawane są tu współcześnie brzmiącym eksperymentom, przetwarzane i zapętlane. Dowodem wydany w styczniu br. debiutancki album „Linienie", ale przede wszystkim koncerty, na których najlepiej uwalnia się energia i improwizacyjny potencjał Ugli.
Zespół tworzą: Magdalena Sowul (śpiew, klarnet, OP-1, kalimba, looper), Sebastian Świąder (skrzypce, efekty), Maciej Wróbel (perkusja), Michał Mościcki (kontrabas).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze