„Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia” – to błyskotliwa linijka z „Wosku”, utworu sprzed dwóch lat, i najlepsze chyba wyjaśnienie fenomenu Filipa Szcześniaka znanego jako Taco Hemingway. „Mimo to relacjonuję wszystko, wszystkie posiedzenia/ każde wyjście, kino, szybkie piwo, jeszcze szybszą miłość”.
Spodobał się, bo był głosem żyjącej z dnia na dzień generacji, która błąkając się po mieście, przepuszczała pieniądze zarobione na śmieciówce. Zbyt duże, by siedzieć w domu, zbyt małe, żeby cokolwiek zmienić w swoim życiu. Był wiarygodny, marząc o „sześciu zerach”, które zdobył tak szybko, że wciąż trudno mu uwierzyć.
Wszystkie komentarze
Nawet okładkę mają taką jakby ala Dr Misio
Zna też Antonio Carlosa Jobima, a przed nim jeszcze Miles i Pink Floyd. Szczepmy tak dzieci, żeby potem krócej i łagodniej chorowały na kiepski pop...