Seattle nie kocha już grunge’u. Gdy parę lat temu największy rock’n’rollowiec wśród kuchennych celebrytów Anthony Bourdain odwiedził to miasto, aby nakręcić kolejny odcinek swojej serii „Layover” (u nas znany jako „Postój z Anthonym Bourdainem”), od razu na początku zaznaczył, że to już nie muzyka odgrywa największą rolę w promocji jego wizerunku. Poproszeni o znalezienie dla Seattle jakiejś krótkiej definicji, postawieni przed kamerami lokalsi sięgają bez żenady po najbardziej zużyte i stereotypowe określenia. – Deszczowe miasto – mówią, bo w Seattle podobno rzeczywiście ciągle leje. – Szmaragdowe miasto – dorzuca ktoś inny, bo te opady mają swoje konsekwencje dla przyrody i zieleń tu rzeczywiście wyjątkowo bujna. – Efekt jest jeden: ani razu nie pada słowo „grunge” - zauważa Anthony. Jedna z jego rozmówczyń nalega wręcz, aby tylko nie używać tego terminu, bo w Seattle wszyscy mają go dość – dziś Seattle ma do zaoferowania dużo więcej.
Wszystkie komentarze