W Polsce prowadzi je komisja rządowa pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera oraz Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. W Rosji Międzypaństwowy Komitet Lotniczy, przy którym jest akredytowany szef polskiej komisji badania wypadków lotniczych Edmund Klich oraz Prokuratura Generalna. Każdy ma inne priorytety.
Komisje cywilne chcą ustalić przyczyny katastrofy, prokuratorzy znaleźć winnych i być może postawić im zarzuty. Tak nakazuje prawo. Ale efekt jest taki, że poszczególne instytucje nie ufają sobie, rodzi się między nimi niezdrowa rywalizacja, zwłaszcza po stronie polskiej.
Edmund Klich jest w konflikcie z prokuratorem Krzysztofem Parulskim. Widziałem, że nie rozmawiają ze sobą, wręcz unikają się. Starają się prześcignąć, kto bardziej zbliży się do prawdy i dostanie bardziej precyzyjne materiały od Rosjan. Z boku wygląda to jak dziecinne kopanie się po kostkach.
To szkodzi śledztwu oraz wizerunkowi Polski. W dodatku swoje działania prowadzą jeszcze posłowie PiS motywowani nie chęcią ustalenia prawdy, tylko kalkulacją polityczną. Z tej wielotorowości i nadmiaru ambicji tworzy się chaos.
Szwankuje także polityka informacyjna, i to zarówno w Polsce, jak i w Rosji. Dziennikarze muszą dosłownie wydobywać informacje spod ziemi, ufać swoim informatorom, składać fakty z okruchów. Choćby mało treściwe, ale regularne konferencje prasowe o postępach w wyjaśnianiu przyczyn tragedii - najlepiej wspólne, polsko-rosyjskie - zawęziłyby pole do spekulacji. Inaczej katastrofa smoleńska będzie wciąż wygodnym polem do snucia teorii spiskowych i prowadzenia wojenek politycznych.
Wszystkie komentarze