Korespondencja z Wenecji.
Ależ to jest aktor! Żaden amant, dawno nie młody, wcale nie zabójczo przystojny. Na wenecki czerwony dywan wychodzi w obszernym garniturze, jakby z innej epoki. Nie kokietuje fotoreporterów. Ale swoim mądrym, głębokim spojrzeniem potrafi unieść cały film. Nawet, a może zwłaszcza, gdy gra mężczyzn, którzy na co dzień nie okazują tak łatwo swoich uczuć.
Tak Vincent Lindon dźwigał już choćby „Miarę człowieka" Stephane’a Brize czy nagrodzony canneńską Złotą Palmą „Titane" Julii Ducournau. Teraz tworzy kolejną wybitną kreację – w „Cichym synu".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
w lewicy nie ma robotników, bo robotnicy to już klasa średnia i zostały same habilitacje i profesury, progresywna inteligencja i frustracja, że przedmiot badań to już oni sami
"film o młodym chłopaku, który skrajnym aktywistom dał sobie wmówić, że jest kobietą, brał hormony, przeszedł operację..."
A może lepiej byłoby nakręcić film o tym, jak ludzie odrzucają naukę i idą na skróty? Może o tym, że nasza edukacja jest do bani, bo mamy nieporównanie więcej lekcji religii niż kolejno biologii, matematyki, chemi, fizyki i innych? O tym, że jest mało lekarzy, w tym psychiatrów i innych specjalistów z rzetelną wiedzą nt korekty płci?
Może warto byłoby nakręcić film o tym, że różne problemy warto omawiać z młodymi ludźmi szczerze i zgodnie z ustaleniami naukowymi, a nie jakimiś zakłamanymi "prawdami wiary"?
Żeby uświadomić młodym ludziom, że pewne decyzje warto konsultować kilkukrotnie, szczególnie jeśli mają ogromny wpływ na nasze życie?
Żeby weryfikować rzetelność specjalistów, a jeśli specjaliści wyrażają wątpliwości, to konsultować te wątpliwości do skutku, do pełnego zrozumienia?
Jeśli ktoś usilnie szuka lekarza, który z łatwością zgodzi się na żądania pacjenta, nie przedstawi zagrożeń i przyklepie wszystkie leki i zalecenia, których życzy sobie pacjent, to do kogo należy mieć pretensję? Do lekarza, do pacjenta, czy może do obu?
Wiadomo, że są lekarze, którym jest wszystko jedno i dobro pacjenta jest im obojętne. Ale jeśli chcę sobie uciąć palec (powiedzmy), bo mi się nie podoba, to muszę zdawać sobie sprawę z możliwie WSZYSTKICH konsekwencji, jakie niesie ta decyzja. Czy wszystko jest dogłębnie wyjaśnione? Czy zrozumiał_m, co do mnie mówiono? Czy konsultował_m to z ludźmi mającymi aktualną rzetelną wiedzę, a nie tylko z kimś z forum / mediów społecznościowych itp.? Czy może uważam, że sam wiem wszystko najlepiej i proszę mi tylko ułatwić realizację moich marzeń i wyobrażeń? Bo jeśli mi będzie zależało, żeby ten palec sobie uciąć, to pewnie w końcu znajdę lekarza, który mi to zrobi za odpowiednią opłatą...
Oczywiście, można mieć też pretensje do państwa, że nie zapewnia ani właściwej edukacji, ani właściwej opieki medycznej, pychologicznej, itp. Można też mieć pretensje do państwa o to, że na prawa w nim obowiązujące większy wpływ mają przedstawiciele jakiegoś kościoła, a nie doświadczeni specjalisci i naukowcy.
Ale pierwsza i najważniejsza jest moja własna odpowiedzialność za siebie i moje decyzje.
A zrzucanie winy na jakichś aktywistów (powiedzmy, że byli to aktywiści, a nie jacyś ludzie z czatu) jest zwyczajnie głupie. To nie aktywiści robili temu chłopakowi operacje i dawali hormony. Jeśli decyduję się leczyć się u znachora lub gościa, który ma wywalone, co jakiemu pacjentowi wypisuje, to JA ponoszę za to odpowiedzialność.
I nikt poza tym.