Tom Hanks swoją powieść zatytułował czupurnie "Arcydzieło". Trochę podejrzane, trąca megalomanią i rozbuchanym ego.

Wiadomo, z takim tytułem lepiej, by ta książka rzeczywiście była arcydziełem. W przeciwnym razie autora, w największych światowych mediach, rozdziobią kruki i wrony.

Debiut powieściowy Toma Hanksa - nazywanego najmilszym aktorem w Hollywood - to cegła: 500 stron w formacie większym niż typowy, druk raczej mniejszy niż większy, zdania czasem zdają się ściśnięte jak statyści w kolejce na casting. Nie warto się jednak zniechęcać. To jedna z zabawniejszych rzeczy, jakie przeczytacie w tym roku. 

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Marcin Ręczmin poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Nie, "Arcydzieło" to tytuł nadany przez polskiego wydawcę. Tom Hanks zatytułował swoją powieść "The Making of Another Major Motion Picture Masterpiece". Dalej "trochę podejrzane, trąca megalomanią i rozbuchanym ego"?
    już oceniałe(a)ś
    17
    0
    Dosłowność was kiedyś zabije.
    już oceniałe(a)ś
    12
    0
    Czy nikomu, łącznie z autorką tego artykułu, nie przyszło na myśl, że tytułowe arcydzieło nie odnosi się do książki, ale do tego filmu, który na jej stronach powstaje? Wydaje mi się mocno idiotyczna interpretacja, że tytuł miał być swoistą "recenzją" książki. Tytuł zwykle informuje, o czym jest książka, a nie jaka jest.
    @roman_j

    Tytuł i wstęp są kompletnie pomylone. Ale to może być wątpliwa zasługa zespołu od redagowania strony; nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, gdy kliknięcia są przedkładane ponad sens.
    już oceniałe(a)ś
    2
    1
    Nie podzielam entuzjazmu autorki recenzji, zwłaszcza informacji że dla ludzi z branży to lektura obowiązkowa. Wręcz przeciwnie. Całość sprawia wrażenie że autor chciał być dowcipny za wszelką cenę, co przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, gdy np. nieustannie nabija się z idiotycznych tytułów filmowych. Owszem, są rodzynki a nawet definicje z gwary filmowej. Ale te puzzle się nie składają. Pierwsze 118 stron to nudne wspominki z II wojny światowej z walk Amerykanów z Japończykami i jedyne co łączy tę część z istotą rzeczy czyli opisem produkcji ficyjnego filmu to głównie postać "Ogniomiota" czyli żołdaka operującego miotaczem płomieni oraz cv przyszłego reżysera (którego losy im bliżej końca, tym bardziej autor go porzuca). Całość jest niespójna gdyż: autor/aktor postanowił wkleić swoje przypisy z dygresyjkami do dygresji, podając fikcyjne sytuacje i tytuły filmów klasy B i C (tzw. informacje bezsensowne) a także wpisuje wszystko co mu do głowy przyszło w trakcie pisania "a propos"danego zagadnienia dot.realizacji filmu. W książce nie ma żadnej logiki kompozycyjnej, zaś bohaterami i wieloma postaciami III planu żongluje dowolnie ... wszystko razem daje chaotyczny miszmasz. Jako aktor, Hanks najwięcej uwagi przywiązuje castingowi (nawet wpłata go w spis treści jako ważny i odrębny element toku produkcji) i opisuje z detalami życiorysy ficyjnych postaci do fikcyjnych ról. Nuda! Książkę uzupełniaja tytułem ilustracji dwa komiksy.
    "Arcydzieło" to wygłup literacki - moim zdaniem, oraz zmarnowany temat opisu kulis realizacji filmu (lepiej gdyby Hanks opisał własne doświadczenia z któregoś z filmów, byłoby to znacznie ciekawsze). Kto chce niech się przedziera przez 500 stron tego zakalca.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Kabotyn
    już oceniałe(a)ś
    1
    4
    Celebryci są też znani z tego, że są celebrytami. Nazywanie Arcydzieła arcydziełem może mieć podobny cel.
    @***_Janko_Emigrant_***

    Przeczytaj może coś poza tytułem i wstępem.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0