Są do siebie niepokojąco podobni: wyraz twarzy, jakby zobaczyli oblicze zła i nie odwrócili wzroku, przetłuszczone, domagające się strzyżenia włosy spięte w niedbały kucyk, zimne spojrzenie i przyciężki krok.
Ale nie mogliby się od siebie bardziej różnić. Henry Peter Teague to zwyrodnialec, porywacz i morderca dzieci. Zatwardziały przestępca, któremu przemoc towarzyszy od zawsze. Mark Frame kryminalistę tylko udaje. Jest policjantem, z Henrym ma się zaprzyjaźnić: wzbudzić jego zaufanie, doprowadzić do tego, by wskazał miejsce ukrycia zwłok porwanego przez siebie chłopca. I by do tej zbrodni się przyznał.
Wszystkie komentarze
*artykółu
Dobrze było :)
Nie wiemy, czy podejrzany opowiada kumplom z bandy o zbrodni, bo tego właśnie oczekuje od niego rzekoma organizacja przestępcza, czy faktycznie to zrobił.
Z artykułu wnioskuję, że ego Autorka miała zupełnie inny odbiór, co jest chyba kolejnym plusem tego filmu.
Swoją drogą ciekawe, że każdy dziwnie i mrocznie wyglądający człowiek, który ma na swoim koncie konflikt z prawem musi być ZWYRODNIALCEM ;)
Ten film jest chyba trochę mniej jednoznaczny.
Brakowało tylko faceta w łódce.