Tekst nominowany do nagrody Grand Press 2022 w kategorii publicystyka
O istnieniu Moniki Lewinsky dowiedziałam się z jednego z kobiecych magazynów, które moja mama dostawała od sąsiadki. Ze zdjęcia zapamiętałam beret, ciemne włosy i pyzatą buzię. W podpisie było coś o skandalu, amerykańskim prezydencie i polskich korzeniach. Mgliście zdawałam sobie sprawę, czego ten skandal dotyczył, i nieszczególnie mnie to obchodziło. Był 1998 r., miałam dziesięć lat i ważniejsze sprawy na głowie.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Nie oznacza to, że nie miały racji krzycząc swoje prawa. Wbrew przeciwnie. Ale są traktowane jak wariatki, którymi nie są.
Miały i mają ciężkie życie. Niewyobrażalnie ciężkie. Britney muzycznie nigdy nie trawiłem, ale mam dla niej dużo współczucia i zrozumienia znając bliżej jej biografię. A Sinead drąc papieża po prostu miała rację.
Lewinsky też dwubiegunowa? czy zaradna? Miziała się z facetem ale kiecki nie uprała. Myślała że będzie się opłacać ją pokazywać,ale wyszło słabo
Uważam, że w przypadku Lewinsky trzeba brać pod uwagę aspekt prowokacji. Wielka polityka, prezydent największego mocarstwa na świecie, różne potężne frakcje czekające na jego upadek (Republikanie, Putin, ch... wie, kto) i taka młodziutka, atrakcyjna stażystka. No nie spotkali się w parku, nie miała szans się z nim normalnie spotkać - najbardziej prawdopodobne, że ktoś mu ją podsunął. I ta sukienka niewyprana miesiącami... Co najmniej zastanawiające.
To choroba genetyczna i trzeba brać stale leki. Rodzice Britney to podli ludzie, którzy manipulowali córką, zwłaszcza ojciec. Używał jej do swoich celów.
Tezę: "Ale są traktowane jak wariatki..." odczytuję jako dezawuowanie tych, którzy nie zgadzają się z tymi paniami. Brak akceptacji tego co robią osoby chore, nie oznacza braku akceptacji ich samych i ich dolegliwości.
Od razu zaznaczę, że piszę z perspektywy osoby, która przez większą część swojego życia (jestem po sześćdziesiątce) zmaga się z dolegliwościami podobnej natury u swoich bliskich (jednoznacznie zdiagnozowanymi). Choroba psychiczna nie wyklucza świadomości (co zresztą wobec jednej z pań orzekł sąd, "wyciągając" ją z ubezwłasnowolnienia). Jeśli te panie są chore to powinny się leczyć - co najprawdopodobniej ma miejsce. Ale poza tym ich życie jest efektem ich świadomych wyborów (bo chyba nikt temu nie chce zaprzeczyć). Oczywiście, że duży udział ma w naszym życiu środowisko, w którym się obracamy, ale zbyt często zapominamy, że i w tym względzie mamy również wybór, o czym wydaje się zapomniała również autorka artykułu, opisując przypadki bohaterek tekstu. Ponownie zaznaczam, że podobne przypadki obserwuję na co dzień wśród najbliższych.
Poruszone przez autora postu przypadki przypominają przypadek osoby chorej na chorobę alkoholową, która zdecydowała się na publiczne wystąpienie w trakcie ciągu alkoholowego i która potem się dziwi, że otoczenie nie zaakceptowało tego co mówiła. Niestety (w dosłownym znaczeniu), podstawowym czynnikiem decydującym o odbiorze przekazu jest jego forma i nie zależy to od nikogo - taka jest po prostu natura człowieka.
Nie bredź, wystarczy się leczyć. Ciężko to ma ma zawansowany schizofrenik.
Oraz ta diagnoza to akurat ich najmniejszy problem psychiczny.
Sinead nie ma CHAD (choroby afektywnej dwubiegunowej), cierpi na BPD (borderline personality disorder). Podstawą leczenia CHAD jest farmakoterapia, często wyniszczająca, poza normorytmikami oparta coraz częściej o neuroleptyki - leki stosowane w leczeniu schozfrenii. Podstawą leczenia BPD jest długotrwała (często kilkuletnia) psychoterapia, farmakoterapia powinna (w idealnym świecie) być jedynie wspomagająca. Najczęściej jednak ludzie są najpierw szprycowani przez lata lekami, dopiero później stawiana jest prawidłowa diagnoza i człowiek ma szansę na lepsze życie.
Britney Spears rowniez nie ma takiej diagnozy. Ma zaburzenie osobowości borderline i poważne ubytki poznawcze wynikające z picia i ćpania, do tego stopnia, że podejrzewano u niej schizofrenię.
A mania objawia się inaczej niż odpały obu pań, co jest zresztą bez znaczenia bo manię leczy się łatwo i szybko. No ale Agora dała wywiad z Janina Daily która statsznie bredzila o chorobie która jej nie dolega i o nieskutecznym leczeniu więc potem czytelnicy mogą mieć taki obraz. Warto również wspomnieć, że borderline to manifestacja kobiecej psychopatii, jakoś nikt nie użala się nad charyzmatycznymi psychopatami płci męskiej.
Jeżeli akceptujesz podarcie papieża to czy zaakceptujesz jej rasistowską wypowiedź o białych?
Mówiąc szczerze życie między białymi nacjonalistami to koszmar.
Bo to artykuł kolejnej dziennikarki która chce zarobić (wierszówką) na wziętych historiach, a nie na walce ze starszymi kolegami i koleżankami.
No właśnie, chciałbym poznać nazwisko szacownego krytyka, a szczególnie "gwiazdy solidarnościowego dziennikarstwa".
W pierwszej chwili też tak pomyślałem, ale jednak po zastanowieniu uważam, że autorka ma rację. Kto chce to znajdzie a chyba nie chodzi o to, żeby artykuł stał się kolejnym linczem.
Problemem tu jest również to, że takie było powszechnie myślenie w tamtych czasach. Dobrze to pamiętem. Monica Lewinsky też nie budziła mojej sympatii choć właściwie - patrząc z dzisiejszej perspektywy - jej wina była zerowa. Podobnie Sinead O'Connor. Pomimo że delikatnie rzecz ujmując nigdy nie byłem sympatykiem kościoła, podarcie tego zdjęcia papieża niezbyt mi się spodobało. Pomyślałem wtedy, że krytyka krytyką ale ona to się chce w łatwy sposób wypromować. To było jednak przed upublicznieniem informacji o zbrodniach kościoła w Irlandii, Kanadzie, o Degolado itd. Teraz mam już inne zdanie na tentemat- uważam, ż Sinead była bardzo odważna.
Też chciałbym poznać obecne stanowisko "gwiazdy solidarnościowego dziennikarstwa". Mój poprzedni komentarz pod tym postem został skasowany przez cenzora, więc zaczynam podejrzewać, że ta "gwiazda" wciąż pracuje w redakcji.
Diabeł siedzi w szczegółach. O'Connor nie podarła byle jakiego zdjęcia JPII. To było ukochane zdjęciem idola jej matki, którą O'Connor darzyła szczerą nienawiścią (chyba z wzajemnością). To zdjęcie było jedyną rzeczą, jaką O'Connor zabrała z domu matki po jej śmierci. Gdy darła zdjęcie, dopiero zaczynały pojawiać się w przestrzeni publicznej pierwsze sygnały o jakichś "nieprawidłowościach" w Kościele. O'Connor mogła wiedzieć więcej, bo jakiś czas spędziła w poprawczaku prowadzonym przez zakonnice, ale jej publiczność o niczym nie wiedziała. Jej gest wydawał się bezsensownym występem zwykłej wariatki. Jeszcze kilka lat później w jakimś programie telewizyjnym BBC O'Connor tłumaczyła, że był to protest przeciwko postawie irlandzkiego KK wobec przemocy domowej.
Dorabianie po dekadach teorii do darcia zdjęcia JPII jest ahistoryczne i żałosne, jak nie przymierzając, przemyślenia autorki komentowanego tekstu.
Już nie ma miejsca przy tej tablicy :DDD Może dajmy wreszcie ludziom spokój.
CO BYŁO, A NIE JEST...
Może koncentrujmy się na tu i teraz, zmiast ciągle patrzeć do tyłu, płakać nad ofiarami, lustrować i rozliczać. Kiedyś WSZYSCY inaczej myśleli. Więc cieszmy się ze zmian na lepsze, zwalczajmy nadgorliwość, wyciągajmy wnioski, a ludziom dajmy żyć.
Tylko wtedy większość skupiłaby się na nazwiskach, a nie istocie artykułu.
Z jednej strony tak. Z drugiej jednak te reakcje były wówczas po prostu typowe, reprezentujące "zdrowy chłopski rozum". W pierwszej kolejności należy przyznać, że dominująca w społeczeństwie postawa była wtedy paskudna, a nie skupiać się na pojedynczych jej wyrazicielach.
To NIE były błędy!
Nie sądzę. Chaotyczny.
Kurczę, więcej niż jeden wątek, tak...?
byk na byku, to prawda, choć tekst skłania do dyskusji
Dyskusji o kiepskim warsztacie Dłużewskiej.
to jest dopiero prawdziwe dyskredytowanie - za kilka literówek?
Jej przemyślenia są na podobnym poziomie, co warsztat.
Słoneczny partol jest akurat dobry
I jeszcze Eddie Vader
Poza tym film Kathryn Ferguson nosi tytuł "Nothing Compares"
...niezależnie od tego czy pluje na celebrytki wraz z haterami, czy na hejterów z kim innym, czy na polityków...
Bardzo kiepski według mnie. I założenia i tezy wyssane z palca.