Uznany niemiecki artysta audiowizualny i australijska zdobywczyni dwóch Oscarów powołują do nowego życia przełomowe manifesty artystyczne XX wieku. Blanchett dostała od Rosefeldta nieograniczone pole do popisu. Wykorzystała je mistrzowsko.

Recenzja filmu "Manifesto": *****

Reżyser nie cytuje dokładnie. Ekranowe manifesty nazywa "tekstowymi kolażami", pozszywanymi z fragmentów wielkich deklaracji przedstawicieli ruchów – dadaistów, futurystów, sytuacjonistów – ale też wypowiedzi jednostek – wybitnych artystów (Sol Le Witt), tancerzy (Yvonne Rainier) czy filmowców (Jarmusch, Brakhage, von Trier i Vinterberg z "Dogmą 95"). Francuski marksista Guy Debord spotyka holenderskiego malarza sytuacjonistę Constanta Nieuwenhuysa, a konstruktywista Aleksandr Rodczenko – abstrakcjonistę Lucia Fontanę. Często kluczem do zaskakujących połączeń było brzmienie słów czy temat, niekoniecznie przynależność do tego samego nurtu. Mimo to szwów nie widać – co samo w sobie jest komentarzem do natury czasu, tożsamości, kolejną płaszczyzną tego "manifestu manifestów".

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze