"Liga Sprawiedliwości" to kontynuacja filmu "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości". Jest lepiej, nawet jeśli wyszło tylko poprawnie.

Recenzja filmu "Liga Sprawiedliwości": ***

Bilans tamtej części komiksowych przygód ze stajni DC Comics był następujący: ludzkość raz jeszcze udało się uratować, choć tym razem ogromnym kosztem. Batmana z Supermanem na zawsze pogodziło poświęcenie tego drugiego. Bruce Wayne odzyskał wiarę w sens swojej działalności. Jednak potrzeba mu sojuszników. Tak zawiązuje się drużyna superbohaterów - "Liga Sprawiedliwości".

Tu zróbmy przerwę, by wyjaśnić coś ważnego. "Ligę Sprawiedliwości" zbudowano na grząskim gruncie. O ile tworzony przez lata komiksowy fundament uniwersum wydawnictwa DC Comics jest równie stabilny co Marvela, o tyle w kinie konkurencja film po filmie stawia kolejne piętra opowieści o Kapitanie Ameryce i spółce, zaś DC ledwie wylało beton. Poza Batmanem i Supermanem tylko Wonder Woman wprowadzono na ekran po Bożemu, poświęcając jej oddzielną produkcję. Ta decyzja pokutuje. Trójkę metaludzi, którzy w trakcie seansu "Batman v Superman" ledwie nam mignęli, trzeba więc najpierw pokrótce przedstawić. W ten sposób rekrutowanie drużyny nieco się wydłuża.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze