Space opera od Luca Bessona przypomina odnalezionego po latach bliźniaka "Piątego elementu". Wizualnie zachwyca, fabularnie może rozczarować, ale to wciąż niezła przygoda.

Recenzja "Valerian i Miasto Tysiąca Planet": ****

"Valerian i Miasto Tysiąca Planet" jest ekranizacją komiksu o parze agentów, z którego wcześniej czerpali m.in. twórcy "Gwiezdnych wojen". Akcja rozgrywa się w XXVIII wieku. Valerian (DeHaan) i Laureline (Delevingne) otrzymują nową misję. Ruszają do tytułowego miasta Alpha. Przez stulecia miejsce to rozrosło się ze stacji kosmicznej na ziemskiej orbicie do rozmiarów międzygalaktycznej stolicy.

Luc Besson opowiada historię Alphy w skrócie, gdy na początku filmu poprzez uścisk ręki do projektu dołączają najpierw kolejne narody, a potem gatunki z każdego zakątka kosmosu, by dzielić się wiedzą i doświadczeniem. Czy utopijna wizja będzie mieć swój kres? Na ratunek przybywają Valerian z Laureline.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Łukasz Grzymisławski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze