Przyprawiony ironicznym humorem film o teledyskowej estetyce pulsuje w rytmie popu i nastoletniej burzy hormonalnej. Określenie "Koszmar z dzieciństwa Walta Disneya" nie wziął się znikąd - tej wizji dorastania daleko do idylli z rodzinnego albumu.

Recenzja filmu "Baby Bump":****

11-letni Micky House dorasta pod mało czujnym okiem Mamuśki, która wielbi tele-zakupy, róż i dziecinne przytulaski z nieco za dużym na nie synkiem. Mickey wszedł już w okres pokwitania. Jego ciało wydłuża się i rośnie w najmniej spodziewanych miejscach, zarost żenuje asymetrią a w szkolnej hierarchii wygrywa tylko ten najfajowszy. Liczy się wygląd, liczy się styl.

By stać się cool chłopak postanawia zoperować zbyt, według niego, odstające uszy, a na zabieg zarabia sprzedając podćpającym kolegom swój dziewiczy mocz. Mama niczego nie podejrzewa, ale wsypać Micky'ego może Pan Porucznik, śledczy w sprawie nielegalnego sikobiznesu i oddany adorator starszej Housowej.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze