Ur. w 1983 r. pisarka i dramatopisarka. Debiutowała w wieku 19 lat powieścią ''Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną'', potem był ''Paw królowej'' (za obie książki była nominowana do nagrody Nike) oraz dramaty ''Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku'' i ''Między nami dobrze jest''.
Dlaczego pani posyła córkę na religię?
- Bo z etyką były jakieś komplikacje logistyczne. I stwierdziliśmy, że niech popróbuje, pointeresuje się, że może ona na przykład na to reaguje dobrze? Poza tym to część kultury, nie może całe życie na kościół mówić ''zamek''.
Ja zostałam wychowana w kontekście silnej, dość okrutnej ludowej religijności mojej babci. Groźny Bóg, pachnący wilgocią kościół i wizja piekła, co we mnie, osobie wrażliwej, ewoluowało w takie konstrukcje logiczne, mentalne i moralne, przed którymi chciałabym dziecko ochronić.
Z drugiej strony, jak wspominałam, to część naszej kultury, obyczajowości, historii. Trudno wychować dziecko w abstrakcji od tego, że każdy dorosły sto razy dziennie mówi w tym kraju ''o Boże'', albo ''Jezus, Maria''.
Rozmawiacie o Bogu?
- Oczywiście jest wysyp pytań. Tłumaczę, że Bóg to osobista sprawa każdego człowieka.
A ona pyta: mamo, a ty?
- Podkreślam, że jeżeli człowiek wierzy w Boga, to ten Bóg bezsprzecznie istnieje. Jeżeli nie wierzy, to bezsprzecznie nie istnieje. Że religia to pewien sposób rozumienia świata, pewna jego wersja i że ludzie w różnych częściach świata wyobrażają sobie to wszystko nieco inaczej. Wydaje mi się, że to jest ważne.
Ja natomiast jestem wierząca niepraktykująca. To znaczy mam ustawienia chrześcijańskie, ale nie potrafię uczestniczyć w organizacji.
Cała rozmowa z Dorotą Masłowską - w ''Magazynie Świątecznym''
Wszystkie komentarze