Niepodrabialny wokalista. Gitarzysta orbitujący między balladami a noisem. Kompozytor i tekściarz, który wprowadził rock w okres dojrzałości. Utwory zmarłej w niedzielę ikony rocka inspirowały tysiące muzyków na całym świecie. Przypominamy kilka ciekawych coverów
REKLAMA
1 z 5
Covery Lou Reeda: Bono, Elton, Bowie i inni
Zmarły w wyniku niewydolności przeszczepionej kilka miesięcy temu wątroby muzyk powiadał, że jego piosenki są tak chętnie przerabiane przez innych, bo są po prostu łatwe do zagrania. - Wszystkie piosenki, które napisaliśmy, są zerżnięte z piosenek Lou Reeda - przyznał kiedyś Bono z U2. Na początek taka właśnie łatwa do zagrania piosenka, którą w niedzielny wieczór najczęściej linkowano w roli "znicza" na wieść o śmierci Reeda. Z obowiązkowym komentarzem, że paradoksalnie nie jest to "Perfect Day". Nie jest to typowy cover. Po pierwsze, występuje w nim sam autor (choć niewielka to rola). Po drugie, obok niego pojawia się, na równie krótką chwilę kilkadziesiąt sław z różnych muzycznych obszarów - rocka, popu, jazzu, muzyki klasycznej, opery, soulu. Od Bono przez Eltona Johna, Davida Bowiego, Suzanne Vega, Skye Edwards z Morcheeby, Heather Small z M People, boysband Boyzone, BBC Symphony Orchestra, Laurie Anderson - żonę Reeda, po Toma Jonesa. Po trzecie, to piosenka z dość niespodziewaną historią. Reed nagrał ją na swój drugi solowy album "Transformer" (1972, producentem był Bowie), trafiła też na stronę B singla "Walk on the Wild Side". Jej "kariera" zaczęła się prawie ćwierć wieku później. Najpierw zgrabną balladę przypomniał na singlu i w teledysku zespół Duran Duran, potem "Perfect Day" trafił na ścieżkę dźwiękową filmu "Trainspotting". Wreszcie w listopadzie 1997 r. powstała specjalna wersja dla organizacji Children in Need. "Perfect Day" przez trzy tygodnie była na szczycie listy sprzedaży. Zarobiła ponad 2 miliony funtów. Nic dziwnego, bo wyszło wyjątkowo zgrabnie, jak na tego typu charytatywne składańce. Wersja oryginalna:
2 z 5
Covery Lou Reeda: Billy Idol
Podając news o śmierci Lou Reeda, media początkowo zaznaczały, że informacja nie jest na sto procent potwierdzona. Zapewne część dziennikarzy pamiętała wpadkę amerykańskich radiostacji z początku wieku, które dały się nabrać na niesmaczny żart: fałszywą depeszę rozsyłaną pocztą elektroniczną z informacją o śmiertelnym w skutkach przedawkowaniu narkotyków przez muzyka. Podstęp był skuteczny ze względu na reputację Lou Reeda, autora piosenki o heroinie - "mojej żonie", "moim życiu", "mojej śmierci" z debiutanckiego albumu The Velvet Underground. Na przykładzie tej hałaśliwej, dwuakordowej "suity" traktującej o dawaniu w żyłę łatwo zrozumieć, dlaczego muzycy The Velvet Underground zostali ochrzczeni ojcami punk rocka. Reed nie mógł podobno za to zrozumieć, dlaczego uważa się "Heroin" za hymn na cześć narkotyku. Spośród coverów z pewnością na wyróżnienie zasługuje wersja Billy'ego Idola (1993), który zamienił "Heroin" na taneczny kawałek idealnie nadający się na ówczesne rave'y. Do słów Reeda dodał słynny wers z "Glorii" Patti Smith o Jezusie, czyniąc zeń rodzaj refrenu . Idol, dla którego twórczość Reeda była jedną z głównych inspiracji (wyrósł wszak z jednej z pierwszych załóg punkowych w Londynie), wiedział o czym śpiewa - narkotyki, choć akurat nie heroina, wpędzały go nieraz w rozmaite problemy. Rok po nagraniu własnej wersji "Heroin" sam omal nie przedawkował narkotyków. Wersja oryginalna:
3 z 5
Covery Lou Reeda: Miłość
- Siłą muzyki rockowej jest zespołowość, jej funkcjonowanie na styku wielu osobowości - mówił w jednym z wywiadów dla "Gazety" Tymon Tymański. - Drugą siłą jest prostota - tego nie ma na przykład jazz. U nas do rocka wciąż podchodzi się jak do niższej kultury. A przecież kiedy Lou Reed lub Bob Dylan śpiewają esencjonalne prawdy o życiu z charyzmą mistrzów zen, to jest to sztuka najwyższych lotów. Zespół The Velvet Underground był jedną z najważniejszych inspiracji Tymańskiego już w połowie lat 80. za czasów nowofalowej grupy Sni Sredstvom Za Uklanianie. Później utwory The Velvet Underground przerabiał na koncertach ze swymi licznymi zespołami - The Transistors, Poganami, Dyliżansem. Ale paradoksalnie to yassowa Miłość zarejestrowała własną wersję utworu VU. "Venus in Furs" otwierał album "Talkin' About Life and Death", ostatnią płytę zespołu Tymańskiego, Możdżera, Trzaski, Oltera i Sikały, nagraną wspólnie z wybitną postacią amerykańskiej awangardy jazzowej, trębaczem Lesterem Bowiem. Wyszedł jeden z piękniejszych Reedowskich coverów. Słucha się go z tym większą, by nie rzec, perwersyjną przyjemnością, że Tymański śpiewa, łagodnym i czystym głosem tekst inspirowany przecież powieścią "Wenus w futrze" Leopolda von Sacher-Masocha. Za jej sprawą nazwisko autora posłużyło nazwaniu dewiacji seksualnej polegającej na czerpaniu przyjemności z bólu, poniżenia czy sytuacji zagrożenia. Wersja oryginalna:
4 z 5
Covery Lou Reeda: Zeitkratzer
Termin "kontrowersyjny" mocno się zużył (bo co to za sztuka być kontrowersyjnym, gdy przekroczono już wszystkie bariery?) i zbanalizował (na iluż to "kontrowersyjnych" filmach ziewaliśmy z nudów?). W wypadku albumu "Metal Machine Music" jest jednak jak najbardziej uzasadniony. Tym bardziej, że od jego wydania minęło 38 lat, a zdania na temat tej płyty jak były, tak są podzielone. Zamiast rockowych piosenek fani Reeda otrzymali na jego piątym albumie ponad godzinę nieustającego (pomijając czas potrzebny na zmianę stron w dwuwinylowym wydawnictwie) gitarowego hałasu, pozbawionego rockowej struktury, ze szczątkami melodii i prymitywną rytmiką. Część krytyków i muzyków uznaje "Metal Machine Music" za perłę awangardy - wczesny przykład noise-rocka czy, jak chciał sam Reed, heavy metalu. W tym gronie jest niemiecka orkiestra Zeitkratzer, zespół wybitnych specjalistów od muzyki nowej, którzy na język "klasycznych" instrumentów przekładają dzieła, wydawać by się mogło, niemożliwe do zagrania (np. twórczość polskich kompozytorów ze Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia). W nagrywaniu "Metal Machine Music" gościnnie wziął udział sam Reed. Inni uważają jednak to dzieło wyłącznie za żenujący żart, który pozwolił muzykowi wypełnić część kontraktu z wytwórnią RCA, albo, uznając artystyczne pretensje, akcentują radykalny ich zdaniem przerost formy nad treścią. Wersja oryginalna:
5 z 5
Covery Lou Reeda: Pearl Jam i Elektryczne Gitary
Na koniec jeden z najnowszych coverów piosenek Lou Reeda. Tym wykonaniem "I'm Waiting for the Man" Pearl Jam złożył artyście hołd na koncercie w Baltimore, w kilka godzin po ogłoszeniu informacji o jego śmierci. Utwór pochodzi, podobnie jak "Heroin" i "Venus in Furs", z pierwszej płyty The Velvet Underground z bananem Andy?ego Warhola na okładce. To swego rodzaju prolog do "Heroin", traktuje bowiem o czekaniu na dilera na nowojorskim Harlemie w stanie "bardziej martwym niż żywym". Wersja oryginalna:
Swoją wersję nagrały na płycie "Na krzywy ryj" Elektryczne Gitary:
Wszystkie komentarze