- Mnie już zwykły figurant wystarczy, bo nikt ze znajomych nie chce - żali się 35-letni Aleksander z Krakowa, którego spotkałem w internecie. - Mój Franek ma cztery lata, a Ola już sześć. Nie chcę, by dzieci wytykano palcami w szkole. Myślałem już, by napisać do kardynała Dziwisza. Może znajdzie kogoś. Jak nie, wywieszę ogłoszenie w sieci.
Aleksander nie jest pierwszą osobą, która chrzestnego chce szukać w internecie.
"Poszukujemy chrzestnego dla naszego syna. To nie żart. Nie oczekujemy prezentów. Brat z powodu braku ślubu nie może być chrzestnym, nikogo innego nie mamy. Chrzest odbyłby się 19 czerwca w Krakowie (później obiad, deser w restauracji). Chrzestny może przyjść z osobą towarzyszącą. Jedyny warunek to dostarczenie kilka dni wcześniej zaświadczenia ze swojej parafii, że może być ojcem chrzestnym". Laguna 3001. Forum.gazeta.pl.
Pana Henryka propozycja budowy krematorium koło byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku niepokoi: - Przecież tu są ogródki działkowe, ludzie przychodzą wypoczywać na powietrzu!
Ja wolę wędkę i rzekę - zwierza się Henryk Dudziak, 58-letni mechanik samochodowy z Lublina. - Ale mama to co innego. Gdyby dać jej tu łóżko, to wcale by się nie ruszała.
Ludzie potrafią rzucić w nas serem albo zostawić wózek pełen zakupów, powiedzieć: "Ja was pierdolę", i wyjść - z kasjerkami ze sklepu Tesco Anną Krzyżowską i Elżbietą Fornalczyk rozmawia Anna Stańczyk
Wietnamczycy wyjeżdżają z Polski. Wyprzedają towar z magazynów, zamykają restauracje. Dobił ich nie tylko kryzys, ale też kiepski sposób prowadzenia interesów. Przybywa natomiast imigrantów z Chin.
Tanio gotują, budują, sprzedają ubrania i buty. Tym zazwyczaj zajmują się w Polsce imigranci z Wietnamu i Chin. Pierwszych jest więcej - polskie obywatelstwo ma ok. 10 tys. Bez pozwolenia przebywa ich tu ok. 30 tys., choć są tacy, którzy mówią nawet o setkach tysięcy.
Chińczyków oficjalnie jest w Polsce ponad 8 tys., a naprawdę - nie wiadomo.
Jak Azjaci radzą sobie w Polsce? Opowiada o tym najnowszy raport Instytutu Spraw Publicznych. To wyjątkowe badania, bo społeczności dalekowschodnie są bardzo zamknięte.
Jeżeli dzisiaj wróciłby do władzy, to widzę w nim wielki potencjał ryzyka. Bo w nim są dzisiaj tak złe emocje, że on aparat władzy skierowałby na polityczną zemstę. Za brata, za swoje niepowodzenia, za lata upokorzeń. Wszystkie dawne kompleksy by się z niego wylały - mówi europoseł Michał Kamiński w wywiadzie-rzece z Andrzejem Morozowskim, dziennikarzem TVN24. Bezlitośnie rozprawia się z dawnymi kolegami.
Nie jestem z "ludu smoleńskiego" ani z tych, co rzuciliby kamieniem w matkę małej Madzi. Nie odczuwam dumy ze Stadionu Narodowego, ale boję się o Polskę, Europę i... pracę.
Oglądając wiadomości telewizyjne czy przeglądając gazety, czuję się trochę zagubiony. Od kilku tygodni głównie Smoleńsk, prezes, Marta Kaczyńska, sprawa Madzi i jej mamy, a do tych dań głównych tylko okrasa innych doniesień z kraju i zagranicy. Czuję się, jakbym patrzył na wszystko z oddali - komentuje Jacek Pawlicki
Mark Zuckerberg chce być carem nadchodzącego świata internetu mobilnego. Do tego właśnie potrzebuje 13 mędrców z Instagrama, po 80 milionów sztuka.
Giełdowy debiut Facebooka, który ma mieć miejsce gdzieś w maju (konkretnej daty jeszcze nie wyznaczono), dotyczyć będzie każdego. Także tych, którzy nie mają tam konta i nie zamierzają mieć. Także tych, którzy nie interesują się giełdą.
Cała współczesna nauka jest oparta na tym, że hipotezy są uprawdopodobniane przez fakty. Prof. Binienda i komisja Macierewicza stawiają tę zasadę na głowie, bo kiedy symulacje nie pasują do faktów, podważają fakty.
Każdy naukowiec zajmujący się symulacjami komputerowymi zna zasadę GIGO. To skrót "garbage in, garbage out", co na polski tłumaczy się jako "śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu". Chodzi o to, że komputer zawsze da jakiś wynik niezależnie od tego, jakie dane wejściowe do niego wprowadzimy. Jeśli jednak nie będą one miały wiele wspólnego z rzeczywistością, czyli będą "śmieciami", to wynik tym bardziej. Takie "śmieciowe" obliczenia są plagą tej specjalności od jej narodzin, a teraz, zdaje się, stały się także plagą polskiej polityki. Za przyczyną prof. Wiesława Biniendy, który został ekspertem sejmowej komisji Macierewicza do spraw zbadania katastrofy smoleńskiej.
Żubr na mój widok ruszył w moją stronę. To nie była groźna sytuacja, po prostu chciał sprawdzić, kogo ma przed sobą.
To zdjęcie zrobiłem w czasie wieczornego spaceru. Przez prostą leśną drogę przechodziły żubry. Zobaczyłem je z daleka. To moja ulubiona droga w pobliżu domu. Spotkałem już na niej i fotografowałem watahę wilków, sóweczki, rzadkie dzięcioły i jarząbki. Te żubry też znam doskonale. To stadko trzech, a czasami siedmiu byków. Nazywam ją grupą Wikinga od jednego z byków o szerokich, dość nietypowych rogach.
Jest 8.30, pół godziny do rozpoczęcia procesu majora Łukasza K., szefa Urzędu Bezpieczeństwa w Jarosławiu w latach 1946-48. Scena domu kultury już przygotowana. Po lewej stół prokuratora, po prawej - obrońców, na środku szeroka ława sędziego Puchalskiego, a na niej 46 tomów akt. Prokurator IPN z Rzeszowa Mariusz Puzanowski opisał w nich szczegółowo, jak mjr K. znęcał się nad ludźmi w areszcie. Puzanowski przesłuchał ponad 600 świadków, z czego 400 nadał status pokrzywdzonych. Wyliczył, że major dopuścił się 207 zbrodni komunistycznych. Żaden aparatczyk komunistyczny sądzony w demokratycznej Polsce nie dostał tylu zarzutów co Łukasz K.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze