To najważniejsze pytanie, na które muszą 22 czerwca, czyli na zaplanowany koniec procesu, odpowiedzieć sędziowie. Zespół psychiatrów jesienią przez kilka tygodni badał Breivika, żeby ostatecznie orzec, iż cierpi on na schizofrenię paranoidalną. Jednak po fali krytyki i poddawania tej ekspertyzy w wątpliwość powołano kolejnych psychiatrów. A ci wydali zupełnie przeciwną diagnozę - uznali, że Norweg jest zdrowy psychicznie.
Co na to sam Breivik? Twierdzi, że jest w pełni poczytalny i odpowiada za swoje czyny. Tak też zeznawał w tym tygodniu.
Kiedy widzi się postępowanie tak skrajne, można pomyśleć, że to szaleństwo. Ale trzeba rozdzielić ekstremizm polityczny od szaleństwa w klinicznym sensie tego słowa. Nie jestem przypadkiem psychiatrycznym i jestem poczytalny
Breivik twierdzi, że działał w samoobronie, bo jego kraj jest zagrożony przez multikulturalizm propagowany przez marksistów (uważa za nich rządzącą także Partię Pracy). Idąc tym tokiem myślenia przyznaje się do popełnienia zbrodniczych czynów, ale nie do winy. Breivikowi bardzo zależy na tym, żeby zostać uznanym za poczytalnego. Obawia się, że przeciwna decyzja mogłaby zdyskredytować jego poglądy polityczne, za które gotów był umrzeć.
Do tragedii rzekomo dojść nie musiało. Z zeznań wynika, że winni masakry są wszyscy, ale nie Breivik.
- Norweskie media - bo w 2009 r. w tendencyjny, jego zdaniem, sposób przedstawiały program norweskiej populistycznej i Partii Postępu, której nie podoba się, że w Norwegii żyje zbyt wielu imigrantów. To wtedy miała się przelać czara breivikowej goryczy.
Norweski rząd - bo utrudnił mu zakup środków potrzebnych do produkcji bomb, więc musiał zaplanować strzelaninę.
Uczestnicy młodzieżowego obozu Partii pracy - bo popierali multikulturalizm.
I w końcu dzieci, które zabił - bo uciekając przed kulami, odwracały się od niego plecami i nie mógł rozpoznać ich wieku. A zakładał, że nie będzie zabijał nikogo poniżej 18. roku życia.
W tym tygodniu Breivik po raz pierwszy opowiedział publicznie, jak kształtował się plan jego zamachów. Początkowo chciał zbudować trzy bomby i zdetonować je jednocześnie. Oprócz dzielnicy rządowej, w której od eksplozji samochodu-pułapki zginęło osiem osób, chciał też zaatakować siedzibę Partii Pracy. Trzecim obiektem miała być redakcja znienawidzonego dziennika "Aftenposten" lub pałac królewski. Ostatecznie poprzestał na jednej bombie, bo zorientował się, że budowa trzech jest zbyt trudna i czasochłonna.
Norweg wytłumaczył, w jaki sposób dokonał selekcji celów ataków:
Zdecydowałem się zaatakować cele polityczne, a nie samych muzułmanów. To nie ich wina, że zostali tu zaproszeni
Najważniejszym celem, symbolem multikulturalizmu, miała być była premier Gro Harlem Brundtland.
Chciałem ją skuć kajdankami i obciąć głowę, jednocześnie to filmując. Nawet wziąłem ze sobą bagnet i nóż. Obcięcie głowy to tradycyjna europejska metoda egzekucji.
Brundtland przeżyła, bo w ostatniej chwili zmieniła plany i przyjechała na zjazd młodzieżówki Partii Pracy na wyspie Utoya dzień wcześniej. Breivik o tym nie wiedział.
Breivik potrzebował na przygotowanie zamachu pięć lat. Chociaż decyzję o ''potrzebie działania'' podjął ok. 2000 r., do prawdziwych przygotowań przystąpił w 2006 r. Zwolnił się wtedy z pracy i, żeby oszczędzać pieniądze, przeniósł się do matki. Podczas tego roku Breivik prawie nie wychodził z pokoju, bo cały czas grał na komputerze, nawet 16 godzin dziennie, w gry ''World of Warcraft'' i ''Modern Warfare''.
Tak naprawdę to nie lubię tych gier, ale są dobre, jeśli pragnie się symulacji w celach treningowych. Moja matka zaczęła być podejrzliwa, ale przecież nie mogłem jej powiedzieć, że wziąłem rok wolnego, bo za pięć lat zamierzam się wysadzić w powietrze, prawda?
Grając na komputerze Breivik analizował zachowanie wirtualnych policjantów i dokładnie opracowywał plan swojego ataku. Później opowiadał, że był zdziwiony, iż poszło mu tak łatwo, bo policja w ogóle nie próbowała go powstrzymać.
Żeby nauczyć się budować bomby, przeczytał w internecie ponad 600 instrukcji dotyczących ładunków wybuchowych.
Ważne w jego przygotowaniach było też opanowanie emocji. Pomagała mu w tym transowa muzyka i specjalne japońskie techniki medytacyjne. Dzięki nim podczas dokonywania masakry na wyspie Utoya, ale także w sądzie w czasie składania zeznań zachowywał spokój.
Najważniejszą inspiracją wydaje się być dla Breivika Al-Kaida.
Przestudiowałem każdą z akcji Al-Kaidy. Jest to najbardziej skuteczny ruch rewolucyjny w świecie. Al-Kaida powinna stanowić inspirację dla wszystkich skrajnie prawicowych bojowników. To właśnie oni podsunęli mi pomysł o takiej formie ataku
Pomysł na detonację samochodu-pułapki podsunęły mu zamachy takie jak pierwszy atak na World Trade Center w 1993 r. z użyciem ciężarówki wypełnionej materiałami wybuchowymi i podobny zamach przeprowadzony przez Timothy'ego McVeigha na jeden z budynków rządowych w Oklahoma City w 1995 r.
Ale Breivik powoływał się też na postacie spoza świata terrorystów. Kiedy we wtorek wygłaszał swoje godzinne przemówienie, było ono naszpikowane odniesieniami m.in. do zaciekle walczącego z komunizmem amerykańskiego senatora Josepha McCarthy?ego z lat 50 XX w. Ale nawet McCarthy był ''zbyt umiarkowany''. W przemówieniu przewinęli się też m.in. Thomas Jefferson, John Stuart Mill czy Mark Twain. Był nawet Siedzący Byk, walczący z amerykańskimi wojskami wódz indiański, który posłużył Breivikowi za symbol oporu przed najeźdźcą.
W środę jednym z głównych tematów były rzekome powiązania Breivika z antymuzułmańską organizacją ''Zakonu Templariuszy''. O jej istnieniu Norweg zapewniał i ostrzegał, że szykuje ona kolejne ataki. Celem ''Zakonu'' miała być walka z muzułmańską kolonizacją Europy i masową imigracją.
Breivik oznajmił w środę, że jego ugrupowanie nie jest ''organizacją w sensie konwencjonalnym''. Składa się z ''niezależnych komórek'' i ''na dłuższą metę będzie organizacją bez przywódców''. Dwie komórki znajdują się według niego w Norwegii, w całej Europie było ich początkowo 15. Jak podkreślił, ich liczba może być już wyższa. Do podawanej przez Breivika nazwy ''Zakonu'' przyznaje się kilka niepowiązanych ze sobą ugrupowań.
Prokuratorzy jednak sądzą, że ''Templariusze'' są wymysłem Breivika.
W takiej postaci, o jakiej mówił oskarżony, ta organizacja nie istnieje. Nie wierzymy w istnienie innych komórek
Nie wiadomo. Z jednej strony Breivik powoli, spokojnym głosem opowiadał o rzeczach, od których włos jeży się na głowie:
Usiłuje się przedstawiać mnie jako nieudacznika, któremu nie wyszło w życiu. Jestem nazywany narcyzem. Mówi się też, że jestem żałosnym mordercą dzieci. A przecież nie zostałem oskarżony o zabicie nikogo poniżej 14. roku życia!
Chwilami był z siebie nawet dumny:
Przeprowadziłem najbardziej wyrafinowany i spektakularny atak polityczny w Europie po II wojnie światowej. Zrobiłbym to znowu
Z drugiej jednak strony podczas pięciu dni przesłuchań zdarzały się momenty, w których nieco się odsłaniał. Kiedy w poniedziałek prokurator puściła propagandowy, antyimigrancki film, który przygotował przed atakami, Breivik zaczął płakać. Kiedy jednak odtworzono zapis z telefonu dziewczyny, która na wyspie Utoya schroniła się przed nim w toalecie, jego twarz nawet nie drgnęła.
W piątek Breivik usiłował przekonać zebranych na sali, że "zasadniczo jest miłą osobą". Musiał nauczyć się jednak poskramiać swe emocje, aby móc przygotować ataki. Tłumaczył, że musi używać zimnego, "technicznego" języka, aby "zdystansować się" od swych czynów i móc zeznawać. Przed atakiem celowo się ?odczłowieczył?.
Przez całe pięć dni na sali, oprócz dziennikarzy, siedzieli też ci, którzy przeżyli masakrę i rodziny ofiar. Breivik zapytany w piątek, kogo widzi wokół siebie, odpowiedział:
Widzę rodziny tych, których pozbawiłem życia. To straszne wiedzieć, że spowodowałem tyle bólu
Wszystkie komentarze