Madame Le Pen - ekstremistka, wyrachowana populistka czy może, jak chcą jej zwolennicy, zatroskana o los kraju patriotka?
On - z krzykliwym głosem, gwałtowną gestykulacją, szyderczym wyrazem twarzy i szokującymi wypowiedziami - że nazistowska okupacja Francji "w zasadzie nie była nieludzka", że "komory gazowe były detalem w historii II wojny światowej" i że "Żydzi zawiązali spisek, by rządzić światem" - był i wciąż jest uosobieniem strasznej skrajnej prawicy. Powszechnie nazywano go arogantem, był persona non grata na salonach i w mediach. Ona - da się lubić. Ludzie nie boją się jej, nie widzą w niej ekstremistki. Ubrana jest zwykle skromnie, ale elegancko. Jej zachrypnięty głos brzmi stanowczo i szorstko, ale gdy trzeba, Marine potrafi się też szeroko uśmiechnąć, zażartować, przytulić dzieci na wiecach. W reklamowych spotach głaszcze ukochane koty bengalskie i podlewa kwiatki. W mediach bryluje. Powoli nawet niektórzy przywódcy zaczynają podawać jej rękę.
Nz. Marine Le Pen przed wygłoszeniem mowy na konferencji dot. stosunków między Afryką a Francją, Paryż, 2 maja 2017 r.
Wszystkie komentarze