Latami Kościół dawał mi złudne poczucie bezpieczeństwa, pomagał walczyć z niskim poczuciem własnej wartości, ale dziś uważam, że religia i modlitwa sprowadzają cię do roli robaka, który nic nie może: jestem grzeszna, nie mam mocy, ale z tobą, Boże, jakoś to będzie. To utrzymywanie się na poziomie dziecka, które nie jest za nic odpowiedzialne.
W pewnym momencie jednak powiedziałam: 'stop'. Poczułam, że jest we mnie moc samostanowienia, że mogę stawiać granice, coraz śmielej mówić, czego chcę, a czego nie chcę.
Do pewnego momentu niosłam też koncept rodowy kobiet z mojej rodziny: zrezygnować z siebie, oddać na katafalku dla rodziny, nie myśleć o sobie, dzieci są najważniejsze. Byłam bliska, by do końca życia też tak funkcjonować. Ale stało się tak, że jestem pierwszą kobietą w rodzie, która się z tego wyzwoliła.
Dziś mówię do męża i synów: 'Panowie, nie dotykam się kuchni, zajmuję się innymi rzeczami. Mam koncerty, malarstwo, musicie sobie poradzić'. Olewam syf w kuchni, w końcu zawsze jest moment, że nie ma już ani jednego czystego talerza. Wtedy chłopaki zaczynają ogarniać.
W wywiadzie dla 'Wysokich Obcasów' Natalia Niemen opowiada o swojej drodze od religijnej fundamentalistki do feministki, a także o swoim macierzyństwie, byciu mamą córki z rzadką wadą genetyczną, siwych włosach i o tym, czego życzyła sobie na 47 urodziny.
Wszystkie komentarze