Trzy i pół miesiąca po ataku na Żytomierz życie wraca na pozór do normy. W restauracjach coraz więcej klientów, pszczelarze na targu sprzedają pierwszy miód, podmiejskie marszrutki wypełnione po brzegi.

W codzienności widać jednak świeże rany: przy ulicy Szuchiewicza po domu jednorodzinnym został krater wypełniony wodą, obok straszy wrak spalonej ciężarówki i samochód przewrócony siłą wybuchu na bok. Przy Czudniwskiej rakieta uderzyła w środek bloku komunalnego: w ciszy niedzielnego poranka słychać krzyk jerzyków, żaluzje z pokoju dziecięcego uderzają miarowo o framugę, szkło i eternit chrzęszczą pod stopami. Szkoły nr 25, w której zginęło 11 osób, nie da się odbudować - na asfalcie leżą nadal podręczniki i pisane niewprawną ręką życzenia noworoczne.

- Powiesz coś? - wskazuję 38-letniemu Olegowi, który jest moim przewodnikiem, kamerę. Stoimy przed szkołą.
- Nic nie powiem - odpowiada Oleg. - Tu można jedynie płakać.
Po czym obraca się plecami.
Więcej
    Komentarze