Podatek od reklam to potężny cios w wolne media. Na dochodach z reklam opiera swój byt większość z nich. Władza w ten sposób udaremni kosztowne śledztwa, zlikwiduje pracochłonne sprawdzanie faktów i zdusi krytykę. Tak właśnie na Węgrzech pozbył się wolnych mediów Orbán.
W środę wolne media w Polsce protestowały przeciwko haraczowi, jaki chce na nie narzucić rząd PiS pod przykrywką tzw. podatku solidarnościowego. Wiele serwisów, w tym Wyborcza.pl, nie publikała tego dnia żadnych tekstów poza oświadczeniem redakcji i wspólnym listem wydawców i nadawców. W ten sposób chcemy wspólnie pokazać, jak ważne są wolność słowa i niezależne media w demokratycznym państwie. Przepraszamy naszych Prenumeratorów i Czytelników oraz partnerów handlowych. Dziękujemy za zrozumienie i wsparcie.
Potężnym ciosem w wolne media jest planowany podatek od reklam. Na dochodach z reklam opiera swój byt większość mediów. Odebranie im tych dochodów odbierze pracę wielu dziennikarzom, udaremni kosztowne śledztwa, zlikwiduje pracochłonne sprawdzanie faktów i demaskowanie kłamstw, zdusi krytykę i wolne słowo. Władzy już nie wystarcza przemilczanie własnych afer. Trzeba, by całkiem zniknęły z mediów. Operację tę władza sprzeda jako wymóg solidarności w obliczu pandemii, choć sama marnuje i grabi pieniądze podatników na skalę niespotykaną.
Podatek zamiast cenzury. Tak też Orbán pozbył się wolnych mediów na Węgrzech.
Po zniszczeniu rządów prawa władza dąży do likwidacji w Polsce wolnej opinii publicznej. A to oznacza likwidację wolnego społeczeństwa i zastąpienie go 'poddanymi' dyktatury karmionymi oficjalnym kłamstwem. 'Bez zgody co do podstawowych faktów obywatele nie stworzą społeczeństwa obywatelskiego, które pozwoli im się bronić. Tracąc instytucje, które upubliczniają ważne dla nas fakty, pogrążamy się w atrakcyjnych abstrakcjach i fikcjach. Prawda broni się szczególnie słabo, gdy nie ma jej zbyt wiele wokół, a epoka Trumpa - jak epoka Putina w Rosji - to schyłek wiadomości lokalnych. Nie zastąpią ich media społecznościowe, które wzmacniają mentalne nawyki każące szukać bodźców emocjonalnych i pociechy, co zaciera granicę między tym, co wydaje się prawdą, a tym, co nią jest' - pisał Timothy Snyder w eseju po przegranej Trumpa.
Prasa winna służyć rządzonym, a nie rządzącym - podkreślił sędzia Sądu Najwyższego USA, broniąc konstytucyjnego prawa 'New York Timesa' i 'Washington Post' do publikowania 'Pentagon papers'. Na tej prawdzie opiera się istnienie mediów w demokracji. Bez wolnych mediów demokracji nie będzie. Nie będzie już wolnych wyborów ani wolnych obywateli.
PRZECZYTAJ LIST NADAWCÓW I WYDAWCÓW WS. 'PODATKU SOLIDARNOŚCIOWEGO'
Wszystkie komentarze