Temperatura sporu pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami secesji Katalonii stale rośnie. Ulicami Barcelony maszerują tłumy ludzi, którzy w ten sposób chcą zamanifestować swoje zdanie. W weekend odbyły się dwie manifestacje - sobotnia promującą dialog i prawo Katalończyków do samostanowienia, pod hasłem 'Parlem - Rozmawiajmy', w niedziele natomiast manifestowały tysiące przeciwników secesji wspólnoty autonomicznej, zarówno Katalończycy, jak i Hiszpanie, którzy przyjechali autokarami z całej Hiszpanii, by bronic 'jedności państwa'.
- Jeśli większość Katalończyków poprze niepodległość, przyjmiemy to. Jeśli większość zadecyduje przeciw, również to zaakceptujemy - mówił jeden z uczestników demonstracji na rzecz dialogu. Z kolei przeciwnicy oddzielenia się Katalonii usprawiedliwiali niejednokrotnie brutalne działania policji jako uprawnione. - Kiedy muszą wkroczyć siły bezpieczeństwa,wiadomo, że nie będą to wyrazy czułości,lecz by dać do zrozumienia, że nie można czegoś robić, czasem niestety przy użyciu siły - podkreślali.
10 października premier Katalonii, Carles Puigdemont, na specjalnej sesji parlamentu zapowiedział, że poprosi o mandat, by ogłosić Katalonię niepodległym państwem. Jednocześnie oświadczył, że proponuje parlamentowi zawieszenie deklaracji niepodległości i rozpoczęcie rozmów z Madrytem. 1 października odbyło się
referendum, w którym Katalończycy mieli zdecydować o swojej przyszłości. Głos oddało ponad 2 mln osób, z których 90 proc. opowiedziało się za niepodległością regionu. 8 proc. było przeciwko, a pozostałe głosy były nieważne.
Wszystkie komentarze